piątek, 25 listopada 2016

Finalizacja sprzedaży mieszkania - czyli jak sprzedać i zwarować

Dziś rzecz o finalizacji sprzedaży naszego mieszkania. Żeby zachować chronologię zdarzeń zanim przejdę do przyjemniejszych rzeczy.

Ogłoszenie sprzedaży. Docelowo chcieliśmy trafić do młodych  ludzi,  mających już dość wynajmowanych mieszkań i szukających miejsca gotowego do wprowadzenia się. Do takich osób chcieliśmy dotrzeć. Mieszkanie było za małe dla rodzin z dziećmi, za drogie dla studentów, a otwarta biała kuchnia przeszkadzała starszym paniom.
Ogłoszenie wystawiliśmy na kilku portalach, między innymi: gratka.pl, otodom.pl i lokalnie na dom.trojmiasto.pl .  Warto też zawiesić na balkonie/oknie baner z napisem SPRZEDAM i numerem telefonu. My takiego baneru nie mieliśmy, a może zainteresowanie mieszkaniem byłoby większe.

Przez pierwsze dni bombardowały nas tylko agencje nieruchomości, niestety, bo wyraźnie zaznaczyłam w ogłoszeniu, ze nie jesteśmy zainteresowani kontaktem.

W ciągu tygodnia pokazaliśmy nasze mieszkanko kilku osobom.
Dwa razy okazało się, że osoba którą wzięliśmy za potencjalnego klienta okazała się Agentem. Warto zawsze dopytać kim jest osoba która do nas dzwoni, zapisać jej imię i nazwisko oraz numer telefonu. Ludzie często nie przychodzą na umówione godziny, a nawet zdarzają się tacy co nie przychodzą wcale.  Osobom zainteresowanym mieszkaniem wysyłałam na potwierdzenie smsa z adresem, datą i godziną spotkania.

Prezentacje. Najlepiej zaplanować zwiedzanie na sobotę i na ten dzień umawiać wszystkie osoby. Niestety w praktyce „klient nasz pan” i przyjmowaliśmy wizyty po pracy, wieczorem, po kilka razy. 

Przy prezentowaniu mieszkania warto mieć przy sobie:
- dokument potwierdzający własność mieszkania;
- plan mieszkania;
- rachunki/opłaty za ostatnie miesiące;
- wydrukowane ogłoszenie (możemy wręczyć osobom zwiedzającym, albo spisać tam sobie ewentualne ustalenia)

Potencjalni klienci. Przygotujcie się na to, że będzie ich dużo i będą marudni. Mam wrażenie że niektórzy jeżdżą w niedzielę na giełdę, a inni łażą po mieszkaniach dla zabicia czasu. Takie hobby. Niestety w większości osoby które do nas przychodziły były raczej zwiedzającymi, a nie chętnymi klientami. Ludzie będą narzekać nawet jeśli macie złote klamki i sedesy z porcelany. Zawsze będzie za drogo, za wysoko, za nisko, bez windy itd….. zaciskajcie zęby ;) Nie proponowaliśmy im herbaty, nie częstowaliśmy ciastem, nie piekliśmy chleba żeby zwabić zapachem.

Agencje. Chyba po dwóch tygodniach ciągłych wizyt zmiękłam i zgodziłam się. Miałam nadzieję że ktoś to za nas zorganizuje. Może trzeba było jednak poczekać i dalej próbować samemu, a może nie? Do dzisiaj mam pewne wątpliwości. W sumie zabrały się za nas 2 agencje, które troszkę zwiększyły ruch w interesie, ale nadal równolegle zgłaszały się osoby bezpośrednio do nas. Mam dużo zastrzeżeń co do działania agencji, zarówno jako sprzedający jak i kupujący. Niestety nie wygląda to tak jak na amerykańskich filmach. Agent nie prezentuje mieszkania. Jego rola ogranicza się często do odprowadzenia klientów od samochodu do drzwi. Nie wierzę w tłumy chętnych, które obiecują, ani w kompleksową obsługę. Nie dajcie się też nabrać na umowę „na wyłączność”. Najczęściej jest tak, że agencje tracą zainteresowanie gdy tylko podpiszecie z nimi umowę. Dobry Agent powinien wam również podpowiedzieć i wytłumaczyć za jaką cenę jest w stanie sprzedać mieszkanie. 

Prowizja. Tak, to prawda że agencje pobierają prowizję i że trzeba ją w końcu zapłacić. Jedni pobierają tylko od sprzedających. Inni od obydwu stron. Przeczytajcie dokładnie zanim cokolwiek podpiszecie. Niech wam podeślą umowę mejlem do przeczytania. Negocjujcie warunki.
Prowizja zwykle jest to 3,5% (od 2 do 3,5%) wystawionej ceny mieszkania. 
Policzcie ile to jest 3 % od kwoty 250 000 zł J
7500 zł
Netto
Do tego VAT 23%
9225 zł
Tyle kosztuje ta przyjemność. Według mnie drogo. Bardzo.
Podaję to tylko w celach informacyjnych. Dobry Agent powinien  wyliczyć wam tą kwotę przed podpisaniem umowy. Dodajcie więc ją sobie do ceny którą macie przygotowaną ;)

Sprzedaż z przebojami. Tak się stało szczęśliwie, że w końcu nasze mieszkanko kupiły osoby które przyprowadził Nasz Agent w pierwszy dzień. Nie ważne że od pokazania mieszkania do ostatecznej decyzji minął prawie miesiąc, a podpisania umowy u notariusza dwa.
Że w tym czasie z piętnaście razy wylizywaliśmy mieszkanie na błysk żeby je pokazać innym.
Że byliśmy najbardziej upierdliwymi klientami świata. 
Że nasi kupujący byli najbardziej niezdecydowanymi kupującymi jakich widziałam.
Nie ważne, że Pan Agent zaliczył nie jedną wtopę i pozostawił po sobie pewnie niesmak zostawiając nas na lodzie przy przekazaniu kluczy i praktycznie wszystko kończyliśmy sami.
Udało mu się, przyprowadził do nas kupców, sprawił że nie uciekli, a my powiedzieliśmy w końcu mieszkanku Bye!Bye!

Za oknami czekało już na nas NOWE J
A najgorsze miało się dopiero zacząć…..


Brak komentarzy: