środa, 4 października 2017

My "comfort reading" - Zero Waste

Dzięki książce Zero Waste Home odkryłam nowe pojęcia, które na stałe zagoszczą w moim słowniku. Jakkolwiek bym nie uważała książki Zero Waste za odkrycie roku, tak samo ciężko mi się ją czyta. Wydaje mi się, że każdy w miarę rozgarnięty czytelnik wszystkiego się domyśli, jeśli przeczyta tylko nagłówki. Albo tytuły rozdziałów. Te opisy "jak" i "którą ręką" doprowadzają mnie do uwiądu, bo no.. przecież każdy wie jak i czym obcina się paznokcie. No raczej. Chyba. Prawda?

I tu pojawia się pierwsze nowe pojęcie "slow reading". Nie, że wolno czytam i sklecam literki, sylaby, słowa, zdania. Slow reading jest jak slow food, jak slow coffee, jak slow Fashion. Czytam, kartkuję, kontempluję, zachwycam się, rozmyślam, analizuję. W mojej strefie komfortu. Nie zarywam nocy czytając z wypiekami na twarzy. Nie połykam książki w jeden wieczór. Nie zaciskam nerwowo szczęki i nie mam rano przekrwionych oczu. Zero Waste zaczynałam ze dwa razy, odkładam na biurko, trzecim razem mi się już całkowicie nie chciało czytać już po dwóch stronach. No to może nie jest najlepszy przykład "slow reading". A może lepszym określeniem byłoby "comfort reading".  Czytam na moim ulubionym fotelu, z kotem, kocem, kawą i przy kominku? Zaraz, bo nie mam pewności czy kawa jest zero waste.

Podchodzę więc jak jeż do praktykowania na sobie tych dwóch pierwszych rozdziałów.. i co widzę? Beton. Dno i 3 metry mułu. Po każdych zakupach torba siatek. Ciastka pakowane potrójnie w kartonik, plastikową podstawkę i każde z osobna jeszcze w folię. Wędzonego łososia w kartoniku, folii i na srebrnej podkładce. Cukierki! Ja nie kwestionuję, że się da, bo się da, ale jaką ilość mojej energii i czasu to pochłonie?! Znam takich, którzy powiedzą, że ich stać na siatkę za 20 groszy i kaucję za butelkę i puszkę. Za 3 siatki zapłacą 60 groszy. Jednostkowo to bardzo niski koszt.

Jeśli coś jest slow, to na bank ja. Nie potrafię rzucać się ochoczo w wir roboty ani robić rzeczy na łapu capu. Potrzebuję podstaw i przygotowania oraz praktyki i zmiany nawyków. Nie kolejnego poradnika tylko czasu i zmian. Czasu żeby dojechać do konkretnego sklepu. Czasu na zakupy w warzywniaku, bo nie ukrywajmy, trzeba odstać swoje w kolejce i dać się obsłużyć ekspedientce. A jeszcze trzeba iść do mięsnego i do sklepu z nabiałem. Aż ciężko się robi od samego czytania.

Jeśli nie jestem gotowa na całkowite wyeliminowanie śmieci z mojego życia, to przynajmniej powinnam się stać świadomym konsumentem. Świadomym, czyli takim, który wie co kupuje i z czym się to wiąże. Czytam etykiety, wybieram produkty lokalne, na wagę, albo jak najmniej zapakowane. Najgorsze jest to, że nie mamy świadomości jak szkodliwa jest nasza działalność śmieciociotwórcza i jakie są konsekwencje.

Więcej porad znajdziecie na stronie: https://zerowastehome.com/tips/
i w książce "Pokochaj swój dom" Bea Johnson


PS. W książce znajdziecie również radę dla moli książkowych. Kochani, korzystamy z biblioteki, ebooków i wymieniamy się książkami z przyjaciółmi. Nieszczęśliwi będą zwłaszcza ksiażkocholicy, którzy uwielbiają zapach świeżego towaru prosto z księgarni i szelest przewracanych stron, nie macanych jeszcze cudzymi paluchami  :) Ci, do których kurier z Arosa czy Empiku zna już drogę na pamięć i nabawił się przepukliny targając kolejną (w tym miesiącu pakę z książkami) zapraszam na odwyk.