czwartek, 22 grudnia 2016

Przedświąteczne wyznanie


Dziękuję:
- za świąteczny nastrój w pracy dziękuję temu panu z soboty i pani, od których dostałam zjeby za niekompetentność współpracowników;
- koleżaneczkom, że nie podziękowały nawet za odkręcenie ich błędów i za to, że prawie  codziennie za którąś siedzę na zastępstwie;
- za ten jeden wtorek urlopu przedświątecznego, w który mogłam rano poprzytulać Dzidziusia i pozałatwiać część moich spraw urzędowych;
- za to ze w każdym sklepie jest pełno zabawek bez których moje dziecko nie wyjdzie i trzeba je kupić bo inaczej będzie ryk i histeria ;)
- panu od choinki za najbardziej krzywą i koślawo wkopaną i pożółkłą choinką za siedem dych jaką widziałam (i obiecuję sobie nie kupować choinek po ciemku);
- i za te zewnętrzne lampki, które miały być na choinkę, ale ok, przydadzą się;
- za niezliczoną ilość kursów do IKEA bo właśnie przypomniało mi się, że nie mamy lampek, bombek, szafki, garnka, patelni, wyciskarki do czosnku;

I przepraszam:
- za to że jestem najgorszą matką świata, bo nie dałam rano radiowozu;
- i zabrałam ozdoby świąteczne z tych małych lepkich rączek;
- za to że nie pozwalam pluć na kota, ściągać chodnika w łazience i obklejać dywanu ciastoliną;
- bo codziennie zmuszam do sprzątania po sobie i wrzeszczę od samych drzwi;
- i każę zamykać drzwi od sypialni przy gotowaniu bigosu;
- i że codziennie psikam do nosa okropnym sprayem i daję przebrzydłe witaminy;
- i że morduję przebieraniem, sadzaniem na nocnik i myciem rączek;
- że ciągle planuję, a nic z tego nie wychodzi;
- i że nie jestem Tatusiem przepraszam, nigdy nim nie będę;
- i Tatusia też przepraszam, za wiecznie zjebany nastrój i ból głowy;
- za to że według mojego męża myślę tylko o sobie;
- i że czasami całkowicie tracę nerwy, tak wiem że nadaję się tylko do psychiatryka;
- nie spełniam wszystkich waszych oczekiwań i nie zachowuję się tak jak według was powinnam;



Ale proszę, możecie też mi podziękować:
- dałam na drogę tą starą pomarańczę która leżała od tygodnia na szafce i nic nie mówiłam, bo chciałeś;
- po raz kolejny niosłam do samochodu i po schodach do babci jak bolały nóżki;
- jednak kupiłam to Lego za 89,90 i nawet pomogłam złożyć ten cały wóz strażacki, mimo że nie będę miała na porządny tusz do rzęs;
- bo okręciłam cholerny balkon lampkami ledowymi, obkleiłam szyby śnieżynkami i ubrałam choinkę tym co było w  domu i nawet chciałam zrobić ozdoby własnoręcznie, ale nie mam talentu za grosz ;)
- przyniosłam stary papier do gryzmolenia i mazaki z pracy, bo jednak ciągle myślę;
- zamawiam leki, pieluchy, mleko, kasze, kocie żarcie i żwir, bo nikt inny tego nie zrobi;
- aha i dwa razy zamieszałam bigos, także żeby nie było że nic nie zrobiłam w kuchni :P

Niebo nadal jest niebieskie i drzewa zielone. I nawet czasami dla mnie wychodzi słońce.
Wystarczy tylko wyjść na chwilę na powietrze i zrobić głęboki wdech i wyyyydech.
Nikt nie przeżyje za mnie mojego życia, nikt nie popełni za mnie moich błędów.
Nikt nie da mi drugi raz przeżyć tej samej chwili.

Nikogo nie mogę obwiniać za to kim jestem i gdzie jestem i jaka jestem i dokąd pójdę.



poniedziałek, 12 grudnia 2016

W drodze do nowego - Inspiracje łazienkowe cz.I

Odebraliśmy klucze, ręce nam się pocą z wrażenia.
Znacie ten dreszczyk emocji? Całe mieszkanie moje moje i tylko moje.
Mogę w nim zrobić co chcę, mogę je wymalować, wykafelkować, urządzić jak mi się podoba.
Ziszczą się w końcu wszystkie moje designerskie marzenia ;)
Buhahahahahahha J

Ileż to ja miałam inspiracji, pomysłów, planów, katalogów ze zdjęciami,
fotek zapisanych w komputerze, na Pintereście, zalajkowanych na Fejsbuku.
Wspominam niezliczoną ilość wpitych kaw przy przeglądaniu Homebooka J
Z takim rozrzewnieniem wspominam, bo jednak marzenia a rzeczywistość  to dwie różne rzeczy.

Moja pierwsza myśl – czerń i biel. Piękna i prosta. 
Biała glazura, ciemne uchwyty i czarne baterie, białe ściany, białe meble i biała podłoga, czarne dodatki.



Inspiracje łazienkowe. Łazienka szła na pierwszy ogień.
Kludi Zenta zauroczyła mnie od pierwszego wejrzenia.
Mało brakowało a bym się zakochała, gdyby nie głosy sprzeciwu, że droga i niepraktyczna, a czarne to się zaraz porysuje.


Zdjęcia pochodzą ze strony www.ekspertbudowlany.pl „Łazienka w czerni i bieli”



Cena baterii umywalkowej Kludi Zenta XL: czarna 452 zł, biała 449 zł
Cena baterii wannowej z prysznicem: czarna 606 zł, biała 509 zł + słuchawka 209 zł.
(Ceny i zdjęcia pochodzą z portalu łazienkaplus.pl, jest nawet jakaś promocja)

Jednak, czym częściej się przyglądałam czarno białym inspiracjom tym bardziej czułam, że te wnętrza są zbyt chłodne i sterylne. Nasz domowy łazienkowy bajzel z kocią kuwetą, dzidziusiową wanienką i stertą prania w tle będzie się prezentował komicznie na tle biało czarnej eleganckiej łazienki.
Potrzebujemy więcej barw w naszym mieszkaniu, takiej szarej strefy i czarno białe to jednak nie dla nas.


piątek, 9 grudnia 2016

Planowanie posiłków - tygodniowy jadłospis cz.1 przygotowania

Planowanie. Uwielbiam planować, ale nie dla mnie tabelki i kalendarze.
Często planowanie zajmuje mi tyle czasu, że nie chce mi się już tych planów realizować.
Albo nie mam kiedy, albo nie zdążę, albo mi coś wypadnie ……..z głowy na przykład ;) albo gubię żółte karteczki, na których wszystko zapisałam.
Planowanie powinno zatem odbywać się szybko, sprawnie, wręcz mechanicznie, aby weszło nam w krew i stało się przyjemnym i prostym nawykiem.
W grudniu miałam zamiar zacząć planowanie naszego codziennego menu i list zakupów.
Zobaczcie co z tego wyszło. To znaczy z planowania ;) O realizacji napiszę za tydzień.

Nasze posiłki.
Od poniedziałku do piątku jemy w pracy: śniadanie, drugie śniadanie i lunch, Dzidziuś posila się u Babci.
W domu jemy wspólnie późny obiad i kolację. Czasami kolacji nie jemy wcale.
W weekendy różnie to bywa, ale zwykle jesteśmy w domu, więc planuję całodzienne wyżywienie.
Bardzo często w ostatniej chwili dowiaduję się, że czeka nas całodzienny wyjazd, szkoda że nie można tego przewidzieć wcześniej.
Straszne to ale mam ciągle wrażenie, że każdy u nas je co innego, kiedy indziej i będzie to planowanie 3 różnych jadłospisów.
Zakupy u nas to po prostu zapychanie lodówki czym popadnie, bez ładu i składu i prawdę mówiąc nie bardzo wiem co z tym robić, bo wartościowy obiad z tego nie wyjdzie.

Plan posiłków na bieżący tydzień.
(Proszę mi tu się nie czepiać składników i rozkładu BTW, bo uwzględniam jedzenie całej rodziny a nie tylko moje, kanapki je mąż, a np. podwieczorki głównie Dzidziuś)

Tydzień 49/50
10-16 grudnia

Sobota 10.12.2016
Śniadanie: jajecznica ze szczypiorkiem, pomidory, chleb razowy z masłem i szynką
II Śniadanie: jabłka, mandarynki, chrupki kukurydziane
Obiad: poza domem
Podwieczorek: kisiel z żurawiną suszoną
Kolacja: chleb z masłem i twarożkiem, ogórek kiszony, pomidory

Niedziela 11.12.2016
Śniadanie: omlet z groszkiem, chleb razowy z masłem i szynką, oliwki
II Śniadanie: jabłka, mandarynki, chrupki kukurydziane
Obiad: łosoś pieczony, ziemniaki, surówka z sałaty, oliwek i pomidorów
Podwieczorek: kukurydza gotowana (z masłem i solą)
Kolacja: chleb z masłem i twarożkiem, pomidory, szczypiorek

Zakupy w piątek 9.12.2016: brakuje mi jedynie chrupków kukurydzianych, jajek i groszku, szczypiorku;
+ Ręczniki kuchenne;

W tygodniu pracującym menu do pracy jest takie samo codziennie.
Ja biorę od razu całą tygodniową siatę do pracy. 
S nie dysponuje lodówką, więc organizuje sobie jedzenie codziennie sam.

Śniadanie: kanapki (z szynką, serem, sałatą)/ warzywa
II Śniadanie: jabłko/pomarańcza/kiwi, jogurt naturalny, otręby, żurawina/daktyle,
Lunch: twarożek, pomidory, szczypiorek, marchewka do chrupania/ seler naciowy.

Ekspresowe zakupy w niedzielę 11.12.2016 wieczorem (siatkę zostawiam sobie w bagażniku, o ile nie jest zima i -10 stopni)
- serek wiejski 5 szt, jogurty naturalne 5 szt, otręby, marchewki 5 szt, seler naciowy, pieczywo chrupkie, 5 jabłek, 5 kiwi, 3 pomarańcze,  pomidory koktajlowe;

Poniedziałek 12.12
Obiad: ryż z kotletami mielonymi, mieszanka warzywa na parze
Kolacja: surówka z mieszanki sałat, pomidorów i sera pleśniowego z pestkami dyni  (Dzidziuś: kanapki z szynką, sok marchewka/jabłko)

Wtorek 13.12
Obiad: ryż z kotletami mielonymi, mieszanka warzywa na parze
Kolacja: surówka z mieszanki sałat, pomidorów i jajka na twardo z pestkami słonecznika (Dzidziuś: kanapki z jajkiem na twardo, sok gruszka/jabłko)

Środa 14.12
Obiad: zapiekany ryż z jabłkami i cynamonem
Kolacja: surówka z mieszanki sałat, pomidorów, kukurydzy i pstrąga wędzonego  (Dzidziuś: kanapki z pstrągiem, sok gruszka/jabłko)

Czwartek 15.12
Obiad: zapiekany ryż z jabłkami i cynamonem
Kolacja: surówka z mieszanki sałat, pomidorów, kukurydzy i zielonych oliwek (Dzidziuś: kanapki z szynką, sok marchewka/jabłko)

Piątek 16.12
Obiad: naleśniki z twarogiem i dżemem
Kolacja: surówka z mieszanki sałat, papryki, zielonych oliwek i fety (Dzidziuś: kanapki z żółtym serem, sok marchewka/jabłko)

Zakupy w poniedziałek 12.12 po pracy:

Mięso z indyka na kotlety mielone, mleko, pieczywo, masło osełkowe, jajka, pstrąg wędzony, feta, twarożek caprese, kukurydza, oliwki, mix sałat, pomidory, papryka, ser pleśniowy, szynka drobiowa, pestki dyni, pestki słonecznika, soki, jabłka, przyprawa korzenna/cynamon




 

czwartek, 8 grudnia 2016

Domowy budżet - kontrola wydatków

Prawdopodobnie jestem ostatnią osobą na świecie, która powinna doradzać w temacie oszczędzania pieniędzy i domowego budżetu.
Jeśli nie ostatnią, to jedną z tych na szarym końcu. Mimo że nie wiem ile kosztują bułki w spożywczaku, jako „szyja” rodziny muszę kontrolować wydatki nas wszystkich i nie pozwalać na zbytnie hulanki, choć mamy do tego predyspozycje. 
Jeśli chodzi o zarobki zaliczamy się do klasy robotniczej, no może niższej średniej.
Nie załapaliśmy się na becikowe ani nie mamy 500+ ,  tylko dochody ze stosunku pracy (żadnych źródeł dodatkowych zarobków, chyba że uda mi się coś sprzedać na olx). Samochody, telefony i laptopy też mamy prywatne, nie bierzemy faktur na paliwo i nie kupujemy telewizorów „na firmę”. Nigdy nie byliśmy na wakacjach za granicą, w sumie to bardzo rzadko gdziekolwiek wyjeżdżamy ;)
nie licząc tego jednego razu jak wystawiłam nogę za słupek będąc w górach ;)

Aby uniknąć nieprzyjemnych momentów, w stylu wyjmowania rzeczy z koszyka akurat przed kasą i wydrapywania szronu z lodówki na koniec miesiąca, stosujemy z S’em kilka prostych zasad.
Nie jest to nic odkrywczego, ale to taka nasza codzienna kontrola wydatków ;)

6 prostych zasad kontroli wydatków:
  1. W torebce mam zawsze kopertę na bieżące paragony ze sklepów.Zostawiam sobie tylko takie, które mogą mi się przydać, jeśli trzeba będzie coś reklamować lub zwrócić. (Przeważnie do tej koperty nic nie wkładam, a paragony trafiają do śmieci, albo do portfela/kieszeni… a stamtąd do śmieci, ale obiecuję sobie, że będę tego pilnować).
  2. Dwa, trzy razy w tygodniu sprawdzam stan środków na koncie. Powinien się zgadać z tym z paragonów, przy okazji widzę czy bank pobiera prowizję od płatności kartą i czy nie wkradły się jakieś pomyłki.
  3. Większe wydatki (powyżej 300 zł) zawsze ustalamy wspólnie z S’em. Chyba że są to zamówienia z kocim żarciem albo przesyłki z apteki.
  4. Na koniec miesiąca spisuję wydatki i sprawdzam ile wydaliśmy na: artykuły spożywcze i chemię, paliwo/dojazdy, czynsz i media, leki, ciuchy, rzeczy dla Dzidziusia. (Często spisuję wszystko na bieżąco). W bankowym panelu klienta mam też opcję która automatycznie robi wykresy słupkowe wydatków z podziałem na dom i zakupy, wypłaty z bankomatu itd. (nic z tego nie kumam).
  5. Wspólne wydatki w ciągu miesiąca nie mogą przekroczyć naszych dochodów (czyli nie wydajemy więcej niż zarabiamy).
  6. Każdego miesiąca obowiązkowo odkładamy minimum 500 zł, aby pokryć między innymi koszty ubezpieczenia mieszkania, polis samochodowych, przeglądów, wymiany opon,  ewentualne niespodziewane wydatki (dentystę, prywatne wizyty u lekarza, awarie auta).

 Jednorazowe wydatki w roku 2016 (te największe):
- ubezpieczenie samochodu AC+OC – 2250 zł (następny termin 28.07.2017) (bad. techniczne 15.10.2017 – 100 zł)
- ubezpieczenie samochodu AC – 721,00 zł (następny termin 08.08.2017), (bad. techniczne 30.10.2017- 100 zł)
- ubezpieczenie mieszkania - 456,00 zł (następny termin  10.10.2017)
- prywatny pakiet medyczny – 756,75 zł (następny termin 10.07.2017)

Razem w 2016 było to 4383,75 zł, w roku 2017 prawdopodobnie będzie drożej czyli musimy mieć w zapasie co najmniej 4600 zł.

500 zł miesięcznie to około 6000 zł rocznie, więc pozostała kwota 1400 zł będzie na inne niespodziewane wydatki, a wierzcie mi jest ich cała masa.

środa, 7 grudnia 2016

Małe, ciasne, ale własne :)

Zakup tego mieszkania odradzało nam 99% znajomych. (Ten 1% wstrzymał się od głosu)
Bo krzywe.
Bo za małe, bo bez kuchni, bo od wschodu, bo nie w tej części miasta, bo bez garażu, bo tyci balkon z widokiem na drugi blok.
Bo nie w kamienicy.
Bo bez ogródka.
Bo kawałek dalej były tańsze.
A my się zaparliśmy, bo chcieliśmy właśnie takie.

Żeby nie było, obejrzeliśmy może 4 mieszkania z rynku wtórnego. Do żadnego nie można było wprowadzić się od razu i wszystkie wymagały remontu.

Nasze wymagania podczas zakupu:
1 - Chcieliśmy dodatkowy pokój dla Dzidziusia ( Jest). I windę (Jest). I pierwsze piętro lub parter (Jest).
2 - Żeby nie męczyło na słońce w letnie upały. A to jeszcze nie spraktykowaliśmy, ale ekspozycja wschodnia ma nam to zagwarantować.
3 - Obowiązkowe okno w kuchni (Jest) i piwnica (Jest).
4 - Miało być w dobrej lokalizacji i nie daleko (no JEST).. Żeby łatwo dojechać do sklepów, do babci i do pracy.
5 - W dobrej cenie w stosunku do lokalizacji i jakości. W stosunkowo niedużej cenie za metr kwadratowy.
6 - Ustawne pokoje, garderoba, osobne wc.
7 - I żeby nie było pod domem parkingu, tylko dalej. Żeby był plac zabaw, drzewa, zieloność, a nie parkujące na schodach samochody.
8 – Wielkościowo miało być o tyle większe żeby pomieścić mały pokój dla Dziecka. Metrażowo + 10m2 do tego co  mieliśmy. Czyli ok 60m2.

Takie i już. Na tyle było nas stać, a przynajmniej tak myśleliśmy, kiedy stawiliśmy się na podpisaniu rezerwacji.
To był szczyt naszych marzeń, nasze lepsze jutro po 12 latach w komunistycznym bloku na trzecim piętrze.

Aktualizacja po 2 tygodniach mieszkania.
Ad 1 - Dzidziuś w „swoim pokoju” ma zabawki, a śpi i tak z nami. Tzn. zabawki ma WSZĘDZIE. Matka często na wygnaniu na sofie. Ojciec Polak z Synuniem w objęciach na łóżku.
Ad 2 - Słońca jest jak na lekarstwo, świeci lichutko tak maksymalnie do południa. Zimowe poobiednie drzemki chciałoby się kontemplować w promieniach słonka.
Ad 3 - Okno w kuchni a zwłaszcza parapet idealnie nadaje się do postawienia kocich misek i zdechłej roślinki. Obżartej przez wspomnianego kota.
Ad 4 - Z jednej strony budynku jest cmentarz, więc tam nam już stadionu nie wybudują, z drugiej strony nowy blok. Wracam godzinę stojąc w korku, wyjeżdżam o 6 rano kiedy jest jeszcze ciemno. Nie wiem czy to jest zmiana na lepsze.
Ad 5 - Nie ma dobrej ceny za mieszkanie. Zawsze jest za drogo. Zawsze trzeba zrobić dużo więcej i dużo drożej niż się planowało. Ale udało nam się wziąć mniej kredytu niż myśleliśmy.
Ad 6 – Ustawne wydawało się do momentu aż spróbowałam umieścić w nim gotowe szafy z Ikea i kuchnię. Niestety wszystkie zabudowy musieliśmy zamawiać u stolarza.
Ad 7 - Na parking musimy leźć 10 minut brodząc w błocie. Młodego trzeba ciągnąć, żeby nie poszedł na placyk, bo tam jest konik i domek. Potem skacze w każde napotkane błotne bajoro.
Ad 8 – Nie wiem czy 70 a i 80 m2 nie byłoby dla nas za mało. Pokoje to koszmarne klitki, w salonie nie ma miejsca na stół i dużą kanapę, nie mam garderoby, ani spiżarni, w łazience sedes jest przy samej wannie, co zapewnia dodatkowe wrażenia. Kot nie ma gdzie się podziać z miskami i kuwetą, nie wspomnę już o miejscu na drapak.

Wniosek jest taki. Widziały gały co brały.
A widziały, ale na więcej kasy brakowało.

Następnym razem będzie lepiej ;)


wtorek, 6 grudnia 2016

List do Mikołaja... tak, wierzę w Mikołaja

Drogi Święty Mikołaju, to ja, znowu spóźniona z listem.
Koleżanki Blogerki już od listopada wklejały pomysły na prezenty a ja nie wiadomo dlaczego pisałam o mieszkaniu.
Być może zasugerowałam, że jest to dla mnie wystarczający prezent. I teraz będę w nie ładować każdy grosz, a upominki będą mi już niepotrzebne.
Oj nic bardziej mylnego. Jeśli jesteś zbyt zajęty innymi, to spoko, 
kupię sobie coś sama. Jak co roku ;)

To nie są jakieś tam specjalne wymarzone prezenty. 
W ciągu 10 minut jestem w stanie dorobić do tej listy kolejne 14 pozycji.
Jak można łatwo zauważyć, nie są ani dobrane do siebie kolorystycznie, nie będą ładnie wyglądać na półce, a książki po prostu z przyjemnością przeczytam, bo lubię takie. Można zapakować w cokolwiek, byle nie siatkę z Biedronki ;)

Jeśli o Dzidziusia chodzi to list wysłaliśmy wczoraj. Jest w nim głównie Kopara, Kopara, Kopara, Kopara, Lizaczek i Dżip. Lizaczków mu nie wolno.
S. chce Porsze. W Pepco sprawdzałam, ale nie było. Więc i Ty drogi Święty Mikołaju się zbytnio nad tym nie zastanawiaj. W zeszłym roku nie dostał więc mu wmówiłam, że był niegrzeczny.

PS. dla mnie mogą być same książki :)


1. Elie Saab Rose Couture
2. Marc Jacobs Decadence
3. Pandora kolczyki
4. Pandora pierścionek
5+6. Świece zapachowe H&M
7. Kosmetyczka H&M
8. Duży wazon H&M
9. Sleek Enchanted Forest paletka cieni
10. Kapcie Tchibo
11. Koszula flanelowa H&M
12. Legginsy z wzorem norweskim Tchibo
13+14. Książki Pratchetta Empik

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Jak przetrwać pół roku na kartonach

Jak przetrwać 6 miesięcy na 8 metrach kwadratowych?
Na kartonach? U rodziców?!

Nie da się. Od razu lojalnie ostrzegam.
Ja wiedziałam, że tak będzie.
Jestem typem aspołecznym, kłótliwym, niecierpliwym i cholerycznym.
Ataki szału i napady wścieklizny to dla mnie norma, złym spojrzeniem można mnie w sekundę wyprowadzić z równowagi i jest bum.
Wyrywam drzwi z zawiasami, rozbijam umywalki i w moim towarzystwie pękają w mig muszle klozetowe.
Powrót do rodzinnego domu to trauma. 
A Dom Moich Rodziców to oaza spokoju, ciszy i porządku.
Tzn. był…..
Do czasu……. Naszego powrotu oczywiście.
No ale sami chcieli ;)

1 maja opuściliśmy stare mieszkanie. Większa część naszych klamotów była już przetransportowana do Teściów, którzy użyczyli nam pomieszczenie do składowania rzeczy. Reszta był rozlokowana w piwnicy u moich rodziców.
O tym co należy spakować alby przetrwać pisałam w poprzednich postach.

Mieszkanie miało być gotowe do odbioru w czerwcu. Myślę sobie 2-3 miesiące ok. Może wynajmiemy coś na ten czas, ale rodzice zaproponowali nam mieszkanie u siebie. W sumie to wydawało mi się takie oczywiste.
Z kasą niewesoło (jak zawsze u nas), szkoda wydawać na wynajem, skoro zaraz będzie nam brakowało funduszy na wykończenie nowego.
Dzidziuś będzie miał Babcię, która się nim opiekowała, a my wygodę. Prawie nic nie musieliśmy ze sobą brać, tylko najpotrzebniejsze rzeczy osobiste.

Życie „na kartonach”.
Przed wprowadzeniem się,  pomalowaliśmy „swój” pokój na kolor „Srebrna łyżeczka” i okleiliśmy mojego panieńskiego jeszcze PAX’a.
Dysponowaliśmy jedną szafą, regałem, czterema komodami MALM, które zabraliśmy ze starego mieszkania. 
Dwa regały EXPEDIT dzielnie służyły za skład zabawek Dzidziusia. Początkowo spaliśmy na starym materacu, a gdy kręgosłupy odmówiły nam posłuszeństwa kupiliśmy sofę.  Mieliśmy też do dyspozycji swoją łazienkę. Korzystaliśmy z salonu, kuchni, jadalni i innych udogodnień. Aha, wzięliśmy ze sobą też pralko  suszarkę.

W czerwcu okazało się, że mieszkanie odbierzemy dopiero w sierpniu. Podczas testów instalacji wyszły pewne nieszczelności i deweloper wykuł nam dwie ogromne dziury w podłodze.
Dopiero pod koniec sierpnia zaczęliśmy prace wykończeniowe.
Niektórym prawdopodobnie udałoby się wcześniej.
Nas przed przeprowadzką jeszcze zalało. Kolejne 3 tygodnie opóźnienia.
Wprowadziliśmy się dopiero pod koniec listopada ;)

Nie dziwię się już, że niektóre tego typu akcje kończą się rozwodami, lub/i długotrwałym leczeniem u psychoterapeuty,

Ale o tym napiszę innym razem.

A tu nasza szafa: gałki z Home&You, tapeta samoprzylepna z Allegro :)






Koci punkt siedzenia - przeprowadzka

Kot istota delikatna, wątła, subtelna, eteryczna, choć futro grubości kołdry.

Nie zmyli  mnie jego wielkość, groźny wygląd i wieczny grymas pod wąsem.
Ma swoje przyzwyczajenia, lepsze i gorsze dni, jest pełnoprawnym członkiem mojej rodziny.
Nie odgadnę jego myśli, ale znamy się już tak długo, że jestem w stanie zareagować na jego potrzeby.
Przynajmniej część. Przynajmniej tak mi się wydaje.

Jeśli chcecie wiedzieć jak przygotować się do przeprowadzki z kotem, polecam artykuł na stronie Behawiorysty i Kociego Doradcy http://kocidoradca.pl. Autorka przypomina o podstawach czyli kocim bezpieczeństwie m.in. zabezpieczeniu okien i balkonów, opisuje jak ważny jest zapach w nowym miejscu, a także poczucie bezpieczeństwa i spokój przy poznawaniu innego terytorium.

Pakowanie i przeprowadzki  Igor zniósł zaskakująco dobrze, albo dobrze ukrył swoje obawy.
Zazwyczaj przesypiał całe dnie i wieczory w mniej lub bardziej odosobnionym miejscu obserwując nasze poczynania, ale założę się że kiedy nie patrzyliśmy, ciekawski wsadzał nos w każde pudło.

Wyprowadziliśmy się do babci razem z Kotem  i Dzidziusiem. Mieszkanie było Kotu dobrze znane z wcześniejszych wizyt. U Babci obowiązują pewne zasady, musieliśmy więc wstawić miski i kuwetę do małej łazienki, obowiązywał również zakaz spania w łóżku, włażenia na stół i zakaz wstępu do kuchni.


Letnie wieczory i ranki Igor spędzał na balkonie obgryzając fiołki i popijając wodą z konewki. Jesienią zaległ na parapecie i podziwiał zachody słońca.
Bardzo ucichł i właściwie zniknął nam z oczu chowając się na całe dnie za firanką w salonie. Drapał i gryzł kiedy ktoś chciał go pogłaskać.
Nie przybiegał do nas pod drzwi kiedy wracaliśmy z pracy, nie spał z nami w łóżku, omijał naszą sypialnię szerokim łukiem.
Zdarzało mu się spać tuż przy mojej twarzy tylko kiedy spalam sama na sofie, albo zwijać się w kłębek przy Dziadku (czasami nawet dał się pogłaskać).
Obecność Dzidziusia go wyraźnie drażniła i czułam, że męczy go też  całodzienna obecność kogoś w domu.

Wyprowadziliśmy się od Babci również razem, kiedy w nowym mieszkaniu wszystko już było przygotowane. Cała nasza czwórka razem. Kot w transporterku kulił się ze strachu i miauczał przeraźliwie.
Zostawiliśmy go w łazience, gdzie miał miski z wodą i chrupkami i kuwetę. Po godzinie kot zawędrował do sypialni, gdzie przesiedział kilka godzin za łóżkiem. Przemykał pod ścianami skulony. Przez noc kiedy spaliśmy zwiedził całe mieszkanie, a rano czuł się już dużo lepiej. Miski wstawiliśmy tradycyjnie na parapet w kuchni, a na sofę trafiła stara i dobrze znana kotu narzuta.


Po przeprowadzce do naszego nowego mieszkania zauważyliśmy, że wróciło do nas nasze kochane kocisko, plączące się pod nogami, rozkładające ogon na blacie kuchennym, wrzeszczące pod drzwiami kiedy wracamy z pracy, obgryzające melisę z doniczki i śpiące z nami w łóżku.
Dzidziusia nadal omija szerokim łukiem, ale mam nadzieję że chociaż on się wysypia kiedy jesteśmy w pracy. Musimy teraz jeszcze pomyśleć o nowym  drapaku.