wtorek, 31 stycznia 2017

Następne mieszkanie i moje wymagania ... jeśli się kiedyś ziści

Odnosząc się do mojego wpisu z grudnia „Małe ciasne ale własne”, pójdę za ciosem i na świeżo spiszę wymagania dotyczące naszego nowego następnego mieszkania. Nie będę czekać w nieskończoność. Kiedyś przecież i tak je kupię, no nie? Oby te marzenia się miały kiedy ziścić, bo podzieliłam się nimi  z S i widziałam siekiery w jego oczach.
To jest tak, że kupujesz mieszkanie ślepy na wszelkie dobre rady, ośmielę się nawet stwierdzić, że masz je głęboko w …poważaniu, a potem jednak…… coś za skórę zalezie, codziennie dręczy i nie daje spokoju. I nie idzie wytrzymać.
  • Oddzielna kuchnia. Duża. Zamknięta. Z dużym oknem. Nie żadna tam w formie aneksu. Normalna kuchnia z drzwiami. Żeby pod oknem zmieścił się stolik a po obu stronach szafki. Tak. I bez wyspy.
  • Garderoba. Konieczna.  Bezapelacyjnie. Najlepiej dostępna z przedpokoju. Nie musi być bardzo duża. Może być średnio duża. Na deskę do prasowania, suszarkę do prania, walizki, sanki i zimowe ciuchy. Nie chcę tego upychać po kątach. Mieć, a nie mieć to jednak kolosalna różnica.
  • Gabinet. Albo wnęka w sypialni lub salonie. Duża. Taka żeby się ją dało zamknąć drzwiami na cztery spusty. S. wstawi tam w końcu swoje upragnione biurko za 2,5 tysiaka, a ja nie będę musiała go oglądać. Tzn. biurka, bo jest brzydkie.
  • Przedpokój. Długi i wąski przedpokój jest jednak do dupy. Wchodzę do szafy. Trzy osoby ubierające się przed wyjściem to już dziki tłum.
  • Przestronne i ustawne pokoje. Mówiąc przestronne mam na myśli takie o powierzchni więcej niż 10m2. Nasza sypialnia ma 12. To mała kiszka. Pokój młodego ma niecałe 10. To mikro-pokój. Dla kota, a nie dla bawiącego się dziecka. I nie wmawiajcie mi, że taki mały pokój lepiej ogrzać. W sypialni też fajnie jest kiedy można przejść dookoła łóżka, a nie lewitować nad ziemią.
  • Osobna łazienka i WC. Wierzcie mi, że pomysł umieszczenia toalety przy samej wannie nie jest dobry. Wiem, że często nie da się inaczej. Duża łazienka z oddzieloną strefą wc to dla mnie mus w nowym mieszkaniu. Najchętniej też osobne pomieszczenie gospodarcze z pralką i suszarką.
  • Żadnych krzywych mieszkań, łamanych i koślawych ścian. Nie jest to wybitnie złe, ale męczące. W mieszkaniu gubi się perspektywę i wszystko zaczyna wydawać się krzywe.
  • Duży balkon albo nawet dwa. W tym jeden przy sypialni. Albo jeszcze lepiej taras. Taaak J
  • Wewnętrzny garaż przynajmniej na 1 miejsce. Na to którym ja będę schodziła z Dzidziusiem. Nigdy więcej skrobania szyb i brodzenia w błocie po kostki.

Ciągle jeszcze mam wrażenie że nasze poprzednie mieszkanie, mimo że mniejsze, było bardziej ustawne i udało się je bardziej ergonomicznie zaaranżować. Mimo że wymagało wyburzenia połowy ścian, mieliśmy dużą łazienkę z oddzielonym WC i ogromną sypialnię z garderobą i miejscem na biurko. Bardzo mi tego brakuje.

Na zakończenie dodam, że jednak, pomimo wyolbrzymienia tych wszystkich wad.... jeśli nie zdecydowałabym się na zmianę.... to nadal mieszkalibyśmy w bloku na 3 piętrze bez windy.

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Moje niemodne mieszkanie

Szanowni Państwo, moje mieszkanie jest niemodne,
w  Castoramie na dziale z farbami koleś powiedział mi  „Proszę Pani tak już się nie robi!” 
I co teraz?!
Strach się bać!
Obgryzanie paznokci, skurcz żołądka.
Stres, ale jak to?!
Niemodne?!
„Bo nie jest SCANDI …..”
No to co, dwa wiadra białej farby i jedziemy…
Wszystko.. ściany, sufity, podłogę, kafle…….

Od czasu gdy ten sam facet 10 lat temu sugerował mi pomalowanie jednej ściany na pomarańczowo a drugiej na beżowo, bardzo ostrożnie podchodzę do wszelkich mądrych rad J
Nie ze mną te numery proszę Państwa.
Hygge i Scandi to ostatnio bardzo popularne słowa, chyba trochę też trochę na wyrost jest ta nasza moda w urządzaniu wnętrz.
Ale nie o tym będzie, tylko o sposobie na Scandi, według mnie, nieznającego się laika, w naszym małym polskim M ”ileśtam” („ale raczej niewiele”).

Zacznę od podstaw, czyli naszego tła do działania, które najprościej i najtaniej zmienić. Nie kupujemy w modnych sklepach internetowych. Bo tam jest drogo. Bardzo drogo. Nie stać nas. Ale nie dlatego nie kupujemy TAM. Bo po wszystko do urządzania wnętrz biegiem do Castoramy (ewentualnie Leroya, co tam kto ma za market). I wszystko kupujemy, hurtem. Bo musi być OD RAZU.
Nie tędy droga niestety. Niemodne mieszkanie nie stanie się od razu modne. Tak jak niemodne stawało się przez wiele lat, tak samo proces odnawiania trochę potrwać musi.

Ściany. Biel. Niestety, często nie będzie efektu najbielszego odcienia bieli,  śnieżnego puchu, jak przy wizualizacjach i zdjęciach w necie. W naszych ciemnych, małych mieszkaniach biel może dać poczucie zimna. Przy źle dobranym oświetleniu będzie sina, albo żółta. A mały metraż wzmocni to wrażenie niewykończonego białego pustego mieszkania.

Szarość. Wymaga dużo sprytu i szczęścia przy doborze odcienia. Są miliony szarości i o dziwo nie każda pasuje. Za ciemna zrobi z mieszkania norę, za jasnej nie będzie widać. Część szarości będzie się gryzła z ciepłymi beżami które jeszcze często dominują w pozostałej części mieszkania. Każdy odcień wychodzi mocniejszy i ciemniejszy na ścianie niż na próbniku. Warto pomalować kawałek ściany próbką, ale to i tak będzie za mało. Wiem, bo mam szare, ciemne nory, ale wszystkim mówię, że tak chciałam i że jest przytulnie.

Okna. Przy małych nieciekawych oknach z PCV, częstokroć okropnych rurach i grzejnikach, bez zasłon i firan będzie łyso. Dosłownie i w przenośni. Piękne, soczysto zielone widoki za oknem to także rzadkość. Najczęściej mamy drugi blok z ciekawskimi sąsiadami. Mam i ja. Zasłaniam się plisami, roletami, latem zasłonię się dodatkowo moskitierą. A teraz jeszcze jakaś szmata by się przydała w formie firanki bo kurcze wszystko widać!!!

Stolarka. Masz drzwi i framugi w brązowej okleinie? Boszszsz…… wtopa na maksa. Niemodne. Jeśli masz furę kasy, zmieniaj na białe. Jeśli możesz pomaluj, oklej, cokolwiek. Ha hahahaaa. Jest duże prawdopodobieństwo, że zamierzonego efektu nie będzie. A nawet bardzo prawdopodobne, że będzie jeszcze gorzej. Nie wspomnę o podłogach. I beżowych albo pomarańczowych kafelkach w łazience. Połowa z nas tak ma. Pomyślcie, że może za 12 lat znowu będzie moda na czekoladowy brąz i wenge. I co wtedy?! Przypominam że nie wszyscy mają możliwość zmiany stolarki, albo mieszkania co kilka lat?!

Dodatki. To według mnie największy problem. Nie sam dobór, ale ilość.  Jestem  zwolenniczką sztuki użytkowej, pięknych mebli, ciekawych faktur, w moim własnym mieszkaniu nie ma ćwierć stojącej szafki, lub półki na durnostojki i pierdolety. Nie umiem ustawiać wazoników, świeczników, figurek. Nie umiem robić kompozycji z chleba, jabłek i bananów, oprószając wszystko gałązkami świerku. Nie pałam wielką miłością do zagracania mieszkania ozdobnikami i nazywania tego „stylem”.

Zanim więc rzucicie się z siekierą na swoje meble, zanim zerwiecie parkiet, zanim zdrapiecie tapety ze ścian … i zanim wreszcie usiądziecie ze szpinakowym smoothie w słoiku (przez słomkę) na waszej nowej stylowej sofie, przeczytajcie moje dobre (proste i naiwne takie) rady.
  1. Zrób porządek. Wywal niepotrzebne rzeczy. Jeszcze raz zrób porządek. Wywal rzeczy których nie używasz od kilku lat. Zrób ponownie porządek.
  2. Pozmieniaj ustawienie mebli. Może się okazać, że kanapa będzie lepiej wyglądała jeśli zamieni się ją ze stołem. Przy okazji posprzątaj. Ponownie wyrzuć te rzeczy które są niepotrzebne. Z piwnicy też je wyrzuć. Na zawsze.
  3.  Umyj w końcu okna i drzwi i framugi. Może jednak okaże się że są białe?! Może wystarczy zmienić karnisze na lżejsze, może firanki na mniej ozdobne, a może pomalujesz przy okazji kaloryfer na biało?!
  4. Może dywan i 10 chodniczków wcale nie są ci aż tak potrzebne? A może podłoga wymaga tylko cyklinowania i nowych listew przypodłogowych?
  5. W wolnych i pustych w końcu szafkach powinny się znaleźć te wszystkie walające się klamoty – kosmetyki, wazoniki, albumy, książki. Ja tak lubię.
  6. O czymś zapomniałam? Aha. Posprzątaj, wypierz, poskładaj. Wyrzuć śmieci.
  7.  Potem możesz jechać do Castroramy po farbę i kilka nowych ramek. Albo nawet do Pepco. Ewentualnie można kupić nowe osłonki do doniczek.
  8. Prześpij się w czystej pościeli, wypij kawę w łóżku … może to jest właśnie Hygge. Może twój dom jest Scandi, tylko o tym nie wiesz?!



11 banalnych powodów dlaczego (jednak) nie będę kuchenną boginią

Nie jestem asem w kuchni. Najgorsze jest to, że przez wiele lat zachowywałam w stosunku do gotowania postawę tumiwisizmu, tudzież olewactwa.
Wielki ból sprawia mi nawet zrobienie sobie kanapek do pracy. Zwykle i tak ich nie robię. Pewnie kiedyś zejdę z głodu pod lodówką pełną jogurtów.
Obmyślanie menu na urodziny bądź inną imprezę jest dla mnie przyjemnością do czasu aż nie muszę go realizować.

Oczywiście, miałam kiedyś przebłyski dobrej woli, które przy odrobinie szczęścia mogłyby rozwinąć skrzydła i przemienić w kulinarną pasję.
Jako młoda mężatka chętnie przygotowywałam ślubnemu kanapki i sałatki. On pewnie tych czasów już nie pamięta, ale ja pamiętam doskonale uczucie gdy wyciągałam zmurszałe nietknięte i spleśniałe kromki chleba z plecaka. Pamiętam też zupę - „Później sobie odgrzeję” , którą musiałam na trzeci dzień wylewać, bo nie schował do lodówki, bo jednak nie jadł. Pamiętam ryż z warzywami i spalone kotlety mielone – „Ja sobie zrobię coś innego”.

I w taki to sposób powoli zabito część mojej ambicji i chęć zostania dobrą żoną (chociaż w kuchni). Jogurty i kabanosy też są przecież jadalne, a jak chcesz sobie coś mężu upichcić to i ja zjem. Nie żebym miała jakieś pretensje. Lenistwo i wygodnictwo wzięło górę. 

Dwa lata temu zmusiło mnie jednak życie do karmienia dziecka. Wdrażanie w życie schematu karmienia malucha było ponad siły mego S, więc ja przejęłam stery gotując i miksując po nocach papki i zupki. Nie powiem, miło było gdy ktoś ze smakiem rąbał miks łososia z buraczkami, czy dyni z kurczakiem, a nawet dorsza ze szpinakiem. Niestety te czasy również przeszły do lamusa i świat postawił przede mną wyzwanie karmienia dwulatka. Od tego czasu żywię się resztkami. Skórkami od chleba, szczątkami szynki, pozostałościami po serku i kisielem z jabłek. Czasem trafi się coś lepszego,  gdy mąż zrobi naleśniki  J

Aktualnie nie wiem co to będzie dalej. Nie mam już wymówek, że kuchnia nie taka, że nie mam na czym, że mi się szpachelka złamała itd. Muszę sobie poradzić z nudą, niechęcią i brakiem weny. Mogłabym nawet kupić sobie Thermomixa. Ale po co mam kupować, skoro mam Sa?

11 banalnych powodów dlaczego (jednak) nie będę kuchenną boginią:

1. NIE UMIEM GOTOWAĆ
     Nie było okazji. Nie było od kogo. Mimo wysiłków mojej mamy nigdy nie byłam chętna do pomocy w kuchni. Nie złożyło się.
2.  NIE LUBIĘ GOTOWAĆ (bo… patrz punkt 1.)
Może gdybym umiała gotować to bym polubiła. Nie mam tej boskiej zdolności, którą posiada wiele z was, gotowania jedną ręką, z dzieckiem wiszącym na drugiej… i z telefonem przy uchu jeszcze. Potrzebuję ciszy, skupienia i absolutnie żadnego przeszkadzania.  Makaron zawsze mi wykipi, ziemniaki się rozgotują, a z jajek wyparuje woda.
3. NIE CHCE MI SIĘ GOTOWAĆ
Jezu, czasami tak ciężko się podnieść spod kocyka i rozbujać rękę, żeby wrzucić te jajka na patelnię. Czasami tak potwornie nie chce mi się ruszyć zadka z dywanu od klocków lego, kolorowanki, misia pluszowego (wstawić to co aktualnie bawicie się z dzieckiem). Serio catering dietetyczny to taka fajna sprawa, zamówmy dla wszystkich. A kasa będzie leciała na ten cel z nieba.
Pozostałe punkty nie wymagają rozwinięcia…….
4.  NIE CHCE MI SIĘ SPRZĄTAĆ PO GOTOWANIU
5. NIKT NIE CHCE JEŚĆ TEGO CO ZGOTOWAŁAM
6.   TO CO JEST SMACZNE JEST NIEZDROWE
7.  ALBO NIEZDROWE I TUCZĄCE
8.   NIE MAM POTRZEBNEGO SPRZĘTU
9.   NAWET JAKBYM MIAŁA TO NIE UMIEM SIĘ NIM POSŁUGIWAĆ
10.  ZAKUPY TYLE KOSZTUJĄ
11.   S. W KOŃCU NAUCZY SIĘ ROBIĆ COŚ INNEGO NIŻ FRYTKI, KURCZAKA I SAŁATKĘ GRECKĄ.... (i naleśniki...)

Poniżej zdjęcie, jak wygląda normalne nie-blogerskie śniadanie.....
jeśli też tak macie, to wszystko w porządku, nie każdy układa kompozycję z chleba i pomidorków





piątek, 27 stycznia 2017

Jak wydzielić sypialnię w salonie

Sami borykaliśmy się z tym problemem gdy pojawił się w naszej rodzinie nowy mały człowiek. Jak podzielić dwupokojowe mieszkanie, aby zmieściła się w nim dodatkowa sypialnia tylko dla nas. Nie mieliśmy ochoty na codzienne rozkładanie wersalki, ani zakup sofy potocznie zwanej rogówką, aby codziennie użerać się z piernatami. Chować je rano a wieczorem znowu wyciągać. To nie dla nas.
Życie zweryfikowało nasze plany, bo kupiliśmy mieszkanie większe o jeden pokój, ale projekt pozostał, więc z ochotą się nim podzielę.

Wiele mieszkań ma podobny układ pomieszczeń, z jednej strony kuchnia i niewielka sypialnia, z drugiej duży salon.
Najprościej wydzielić część salonu i utworzyć dodatkowe pomieszczenie.
Nie musi być ono zabudowane ze wszystkich stron, wystarczy odgrodzić ścianką, regałem lub zabudowaną szafą, a z drugiej strony zasłoną,  panelami lub nawet roletą.
Nie będzie to sypialnia z prawdziwego zdarzenia, ale zmieści się w niej duże łóżko (którego nie będzie trzeba ścielić), szafka nocna, nad łóżkiem można powiesić płytkie szafki.
Minusem takiego rozwiązania jest, oczywiście oprócz małej powierzchni, brak dobrej wentylacji, odpowiedniego wyciszenia  i brak okna. Ale coś za coś. W końcu będziemy mieli łóżko tylko dla siebie, miejsce gdzie w spokoju poczytamy książkę, gdy współlokator małżonek będzie oglądał jeszcze telewizję, lub filmiki na laptopie.

Do małej wydzielonej sypialni pasowały będą jasne kolory ścian, rozświetlające ciemne wnętrze.
Wybrałabym Silver Pearl lub Cotton Candy Beckersa. Do tego jasną pościel bawełnianą lub lnianą i ciepły koc, pled i poduchy. W takiej aranżacji sprawdzą się też kule świetlne w delikatnych pastelowych barwach i bardzo modne miedziane dodatki.


Pozostałą, niestety również niewielką część pokoju dziennego można zaaranżować w nieco chłodniejszych i ciemniejszych barwach, szczególnie jeśli pokój ma duże okna i balkon.
Jasne ściany będą dobrym tłem do bardziej wyrazistych dodatków, pozostałabym jednak w odcieniach bieli i szarości. Na ściany wybrałabym farbę w odcieniu złamanej bieli np. Sailboat albo Vanilla Cream z Beckersa. To nie jest reklama, po prostu są to gotowe farby z marketu, które dobrze kryją i bezproblemowo się nimi maluje.
Część "dzienno-telewizyjną" tworzymy przeważnie na bazie tego co już mamy w domu ;) czyli kanapy, stolika i regałów z książkami.




Jest to tylko mój amatorski pomysł i moje przemyślenia dostosowane do mojego poprzedniego mieszkania.

Projekty stworzyłam w darmowym programie floorplanner.com…..   widać, że nie radzę sobie z wizualizacjami i projektem w 3d, albo to mój komputer jest kiepski;)


Salon ma wymiar około 4,5 x 5,5 metra, zachodnia ekspozycja zapewniała nam słońce od około czternastej aż do wieczora (czasami aż za mocno). Z prawej strony wydzielona malutka sypialnia, a właściwie wnęka na łóżko. Na wizualizacji prezentuję zwykłą zasłonę, ale można też wykonać drzwi przesuwane, albo panele z materiału (dostępne np. w IKEA). Na przeciwległej ścianie płytkie szafy ubraniowe do samego sufitu, w celu maksymalnego wykorzystania przestrzeni.


W części salonowej niestety nie ma stołu, tylko stolik kawowy. My mieliśmy miejsce stół w kuchni więc nie był on nam potrzebny. Niestety nie ma też miejsca na biurko i wygodny stolik do komputera. To taka moja mała zemsta, za te wszystkie nadgodziny spędzone przy projektowaniu ;)


Telewizor i regał jest tu umieszczony tylko umownie, ponieważ my telewizora nie mamy i nie oglądamy telewizji. Wcale a wcale. Już prawie od dziesięciu lat. Więc jeśli ktoś tak jak my nie potrzebuje miejsca na kącik telewizyjny, może tu wstawić toaletkę, konsolę, biurko, sekretarzyk albo wygodny fotel, w którym będzie można zatopić się w lekturze.






Dodatki na zdjęciach pochodzą z H&M i ze strony planetadesign.pl.

Poniżej kilka zdjęć z internetu, kopalni inspiracji, te pochodzą ze strony archzine.fr ale można je też znaleźć na pintereście. Ciekawe rozwiązania 2w1 - salon i sypialnia. Jeśli mamy większą powierzchnię można zaszaleć.