środa, 23 listopada 2016

Jesienią...

Za oknem koniec listopada (u was też? serio?). Na drzewach nie ma już liści, ciemnooo jest, ciemno rano, ciemno po pracy..
Gdyby Rodzina Cullenów, czy jaki im tam, wiedziała jakie u nas panują warunki to z pewnością przenieśliby się do nas zamiast spędzać czas a w jakimś nudnym Forks ;)

Jest tyle rzeczy które uwielbiam robić jesienią. Nawet taką już bezlistną i pochmurną i chłodną i mglistą.
We wrześniu zbieraliśmy kasztany, żołędzie, jarzębinę, liście, szyszki. W parku pod domem.
Niestety w tym roku nie udało się nam pojechać do Prawdziwego Lasu na grzyby. 
Cieszą mnie lampki i choinki na wystawach, choćby nie wiem jak kiczowate.
Ale ja jeszcze nie jestem na to gotowa. Nie że bojkotuję i jestem na NIE. Jest jeszcze za wcześnie.

Znalazłam dziś archiwalne zdjęcia. Taką jesień lubię najbardziej.
Nad jeziorem w Otominie - Październik 2012.






Park Regana - Październik 2012







A to zostało jeszcze w moich jesiennych planach:

  • Wyprawa do ZOO. Jeśli będzie jeszcze słoneczny weekend.  Latem tłumy, we wrześniu nie zdążyliśmy. Może trzeba będzie przełożyć na wiosnę. Latem zaliczyliśmy wtopę w Oceanarium i teraz S. nie chce z nami nigdzie jeździć. Nadal nie wiem dlaczego to otwarte akwarium stoi na samym wejściu. I nadal noszę komplet zapasowych ubrań na wszystkie wyjścia z domu. A Dzidziuś chce zobaczyć „lepa” w ZOO i „winty” (czyli lwa i wilki). O ile nie będzie lało.
  • Spacer po Parku Oliwskim, o ile  S. da się namówić i nie trzeba będzie Dzidziusia wyławiać ze stawu. Szuranie nogami w liściach. Uwielbiam. O ile nie będzie lało.
  • Spacer po Parku Regana. Nudy? Latem mieliśmy tam ścieżkę zdrowia. O ile nie będzie lało.
  • Spacer po Sopocie. Ciepła herbatka w termosie. O ile nie będzie lało.
  •  Domowa zabawa andrzejkowa. Sami, tzn. nasza 3. Z kotem. Zapalimy latarenki, zjemy zapiekanki z serem, szynką i pieczarkami, zatańczymy kółko graniaste.
  • Zrobimy gołąbki albo bigos, albo fasolkę po bretońsku. Albo wszystko.  Niezależne od pogody.

Nauczyliśmy się ciągle czekać na COŚ. Na COŚ się przygotowywać, choćby to było nie wiadomo jak długo.
Na wakacje, na urlop, na urodziny, na święta. Jeszcze wczoraj wycinałam dynię na Halloween, a już mam ubierać choinkę? O nie ;)
Cieszę się tym czasem, w którym nie trzeba nic specjalnego robić,  małymi rzeczami, drobiazgami, przebywaniem z rodziną.

Święta?! Jakie święta? Czy nie starczy nam grudnia na przedświąteczne przygotowania?
Rozumiem, że Boże Narodzenie to stan umysłu, ale ja nie zamierzam zwariować (przynajmniej przed Mikołajkami).

·        Prezenty? Owszem, zamówię na początku miesiąca, prawdopodobnie będą to znowu książki. Nie będą chcieli czytać, to oddadzą, położą na regał, trudno ;)
Ozdoby? Zrobimy sami, najwyżej będą straszyć, na szczęście tylko domowników. Lub Kocur zeżre.
Jedzenie? Nie potrzebujemy inspiracji, zjemy to na co będziemy mieli ochotę i co nam smakuje.
 Nastrój? Sam się zrobi jeśli będziemy mogli choć chwilę odetchnąć od pracy i obowiązków. Bez spiny.
A w ostatniej chwili przed wyjazdem do teściowej będzie #niemamsięwcoubrać ;)


J

Brak komentarzy: