środa, 4 października 2017

My "comfort reading" - Zero Waste

Dzięki książce Zero Waste Home odkryłam nowe pojęcia, które na stałe zagoszczą w moim słowniku. Jakkolwiek bym nie uważała książki Zero Waste za odkrycie roku, tak samo ciężko mi się ją czyta. Wydaje mi się, że każdy w miarę rozgarnięty czytelnik wszystkiego się domyśli, jeśli przeczyta tylko nagłówki. Albo tytuły rozdziałów. Te opisy "jak" i "którą ręką" doprowadzają mnie do uwiądu, bo no.. przecież każdy wie jak i czym obcina się paznokcie. No raczej. Chyba. Prawda?

I tu pojawia się pierwsze nowe pojęcie "slow reading". Nie, że wolno czytam i sklecam literki, sylaby, słowa, zdania. Slow reading jest jak slow food, jak slow coffee, jak slow Fashion. Czytam, kartkuję, kontempluję, zachwycam się, rozmyślam, analizuję. W mojej strefie komfortu. Nie zarywam nocy czytając z wypiekami na twarzy. Nie połykam książki w jeden wieczór. Nie zaciskam nerwowo szczęki i nie mam rano przekrwionych oczu. Zero Waste zaczynałam ze dwa razy, odkładam na biurko, trzecim razem mi się już całkowicie nie chciało czytać już po dwóch stronach. No to może nie jest najlepszy przykład "slow reading". A może lepszym określeniem byłoby "comfort reading".  Czytam na moim ulubionym fotelu, z kotem, kocem, kawą i przy kominku? Zaraz, bo nie mam pewności czy kawa jest zero waste.

Podchodzę więc jak jeż do praktykowania na sobie tych dwóch pierwszych rozdziałów.. i co widzę? Beton. Dno i 3 metry mułu. Po każdych zakupach torba siatek. Ciastka pakowane potrójnie w kartonik, plastikową podstawkę i każde z osobna jeszcze w folię. Wędzonego łososia w kartoniku, folii i na srebrnej podkładce. Cukierki! Ja nie kwestionuję, że się da, bo się da, ale jaką ilość mojej energii i czasu to pochłonie?! Znam takich, którzy powiedzą, że ich stać na siatkę za 20 groszy i kaucję za butelkę i puszkę. Za 3 siatki zapłacą 60 groszy. Jednostkowo to bardzo niski koszt.

Jeśli coś jest slow, to na bank ja. Nie potrafię rzucać się ochoczo w wir roboty ani robić rzeczy na łapu capu. Potrzebuję podstaw i przygotowania oraz praktyki i zmiany nawyków. Nie kolejnego poradnika tylko czasu i zmian. Czasu żeby dojechać do konkretnego sklepu. Czasu na zakupy w warzywniaku, bo nie ukrywajmy, trzeba odstać swoje w kolejce i dać się obsłużyć ekspedientce. A jeszcze trzeba iść do mięsnego i do sklepu z nabiałem. Aż ciężko się robi od samego czytania.

Jeśli nie jestem gotowa na całkowite wyeliminowanie śmieci z mojego życia, to przynajmniej powinnam się stać świadomym konsumentem. Świadomym, czyli takim, który wie co kupuje i z czym się to wiąże. Czytam etykiety, wybieram produkty lokalne, na wagę, albo jak najmniej zapakowane. Najgorsze jest to, że nie mamy świadomości jak szkodliwa jest nasza działalność śmieciociotwórcza i jakie są konsekwencje.

Więcej porad znajdziecie na stronie: https://zerowastehome.com/tips/
i w książce "Pokochaj swój dom" Bea Johnson


PS. W książce znajdziecie również radę dla moli książkowych. Kochani, korzystamy z biblioteki, ebooków i wymieniamy się książkami z przyjaciółmi. Nieszczęśliwi będą zwłaszcza ksiażkocholicy, którzy uwielbiają zapach świeżego towaru prosto z księgarni i szelest przewracanych stron, nie macanych jeszcze cudzymi paluchami  :) Ci, do których kurier z Arosa czy Empiku zna już drogę na pamięć i nabawił się przepukliny targając kolejną (w tym miesiącu pakę z książkami) zapraszam na odwyk.

sobota, 16 września 2017

Zero Waste w mojej garderobie

Miałam już gotowe inspiracje co nosić jesienią, ale zamiast tego, opowiem wam o co chodzi z Zero Waste Home w szafie i garderobie. Po co kupować nowe ciuchy, skoro nasze szafy pękają w szwach. Czas zrobić przegląd i zobaczyć co nam jest naprawdę potrzebne. Będąc Zero-Waste nie musimy ubierać się w worki po kartoflach i sprane flanelowe koszule, wystarczy, ze wiemy co jest nam niezbędne. Nauczmy się komponować ciekawe i modne zestawy z tego co mamy.
Musimy mieć w szafie "bazę" (patrz działy Essentials w sklepach) i nie przejmować się tym, że przyjdziemy do pracy dwa dni pod rząd w tych samych spodniach.

Oto kilka rad, które zastosuję po przeczytaniu książki "Pokochaj swój dom" napisanej przez Bea Johnson, autorkę i propagatorkę idei Zero Waste Home. Tutaj strona https://zerowastehome.com/
  • Kupuj rzeczy z drugiej ręki w second handach - dla mnie będzie to trudne, bo nie ma w mojej okolicy dobrze zatowarowanych szmateksów. Ciężko znaleźć ubrania w moim rozmiarze i dla mojego wzrostu nawet w normalnych sklepach. Osiedlowe małe sklepiki oferują bardzo znoszone ubrania i buty, dostawy są w godzinach mojej pracy, a w weekendy są tam tłumy, albo wszystko jest już przebrane. Ale ok, sprawdzę, zrobię rekonesans. 
  • Zminimalizuj swoją garderobę: buty, bieliznę, spodnie, sukienki, zmniejsz ilość butów i torebek. Postaram się, mimo iż wydaje mi się że nie mam aż tak dużo rzeczy, a zmienność pogody i ilość pór roku nie nastraja do minimalizowania ilości ubrań. 
  • Rób zakupy dwa razy do roku z wcześniej przygotowaną listą niezbędnych rzeczy. Serio, to chyba jest niewykonalne. Nawet ja jestem w galerii handlowej kilkanaście razy w roku, nawet jeśli to sieciówki przy Auchan, czy Carrefourze. Licząc przeglądanie i zakupy on-line to prawdopodobnie by się zebrało kilka razy w miesiącu.
  • Jeśli kupujemy nowe rzeczy, to tylko z dobrych materiałów, trwałe i dobrej jakości. Tylko w dobrze dobranym rozmiarze. Rezygnujemy z zakupów ubrań za małych, niedopasowanych albo źle leżących, do których nie jesteśmy w 100% zdecydowani.
  • Na zakupy ciuchowe nosimy ze sobą również własną torbę i nie bierzemy reklamówek.
  • Korzystamy z usług krawcowej, albo prosimy koleżankę o drobne przeróbki jeśli nie mamy maszyny albo nie umiemy szyć ręcznie.
  • Niepotrzebne nam już ubrania, buty i torebki oddajemy.
  • Trzeba mieć również na uwadze "ślad węglowy" towarów - drogę jaką muszą pokonać do nas. Lepiej kupić coś "pod domem" w sklepiku, niż zamawiać kurierem, który musi do nas przyjechać samochodem z paczką. Samochody to spaliny, a spaliny to zanieczyszczenie powietrza (tak w skrócie).
Moja szafa:
Fajnie by było mieć w szafie przejrzystość i porządek jak Bea. Nie jestem jednak tak zorganizowana i zdecydowana. Odkładam ciuchy sezonowe, decyduję się na stonowane kolory i uniwersalne kroje. Niestety moje ubrania jakoś dziwnie się kurczą, najczęściej zmniejszają, albo niszczą, więc często kupuję nowe. Większości po prostu nie lubię. Czasami oddaję ubrania znajomym w potrzebie, lub wrzucam do pojemników PCK i Caritasu.

Jeśli miałabym skompletować garderobę Zero Waste, znalazłyby się w niej:
- bielizna: biały, czarny i cielisty biustonosz,  8 par majtek, 7 par skarpet, 2 pary rajstop cienkich i 2 pary grubszych, 3 podkoszulki, 2 piżamy;
- jeansy niebieskie i czarne, czarne eleganckie spodnie, czarna spódnica, czarna sukienka, 5 T-shirtów z krótkim rękawem, 3 bluzki z długim rękawem, elegancka  koszula z krótkim rękawem i jedna z długim rękawem, cienki sweter na guziki, kamizelka, 2 cieplejsze swetry, czarna marynarka;
- 2 letnie sukienki, 2 sukienki wiosenno/jesienne, szorty, kostium plażowy, strój domowy w sensie dres, lub legginsy 2x;
- bluza polarowa, wiatrówka, płaszcz prochowiec lub trencz, zimowa kurtka lub płaszcz puchowy;
- baleriny, sandały, japonki, tenisówki, lżejsze półbuty na wiosnę i jesień, kalosze, ciepłe półbuty na zimę, czapka 2x, szalik, rękawiczki i parasol;
- czarna torebka, letnia torebka, plecak, 2 chustki;
Musiałabym tylko pokombinować, aby skompletować wszystko w jednym stylu.
O czym zapominałam?

Szafa Męża:
Tam niechaj nawet zalęgną się ośmiornice. Dorosły jest, nie będę mu organizowała garderoby. Ponad 10 lat małżeństwa  porządkowałam jego bieliznę i ubrania i buty, ale po przeprowadzce do nowego mieszkania obiecałam sobie, że to już koniec. Przełożyłam jego ubrania z kartonów do szafy. Mąż ma ponad 40 tshirtów i ponad 20 kraciastych koszul, skarpet i majtek niezliczone ilości.
Niech zachęci go moja uporządkowana szafa i niech bierze przykład ze mnie :)

Szafa naszego Dziecka:
Piorę, układam i przygotowuję ubrania. Nawet jeśli nie ubieram młodego, to zwykle podaję Tatusiowi ciuszki. Mogłabym tego nie robić, ale powiedzmy mam lepszy instynkt ubieralniczy.
Patrząc na garderobę naszego dziecka, mogę jedynie stwierdzić, ze wygląda podobnie jak my. Pstrokato i niemodnie. Młody ma stanowczo za dużo ubrań. Część po kuzynie, niektóre z promocji, a inne sprezentowane przez ciotki i babcie. Raz na jakiś czas zabieram się za porządki, ale stanowczo za dużo się już ciuchów nagromadziło.
  • Kupujcie ubrania dobrej jakości, z dobrych i wartościowych naturalnych materiałów, solidnie wykonane i dobrze odszyte. Będą dłużej służyć waszym dzieciom, będziecie je mogli przekazać rodzinie lub znajomym, sprzedać albo podarować organizacji społecznej lub PCK. Kiepskiej jakości ubranka po drugim lub trzecim praniu potrafią się zniszczyć, więc lepiej mieć mniej, a porządne.
  • Naprawiajcie zniszczone rzeczy, przyszyjcie urwany guzik, wszyjcie nowy zamek, usuńcie plamy, naszyjcie łatkę na przetarte kolano. Z przetartych na kolanie dresów zróbcie szorty albo czapkę z nogawki. Jeśli nauczycie się naprawiać drobne uszkodzenia, rzeczy posłużą wam dłużej.
  • Nie kupujcie za dużych ubrań z dużym wyprzedzeniem, na zapas, może się okazać że nie będzie kiedy ich ubrać, albo nie dopasujecie się do pory roku albo rozmiaru.
  • Korzystajcie z second handów, komisów, allegro, olx i grup sprzedażowych. Jeśli nie macie małego dziecka, nie zdajecie sobie sprawy ile ubrań kupuje się przez pierwsze lata dziecka i z jaką częstotliwością. Pomijam już temat zakupów butów i kapci.
  • Zapalanujcie zakupy ciuchowe tylko kilka razy w roku, a w czasie zaoszczędzonym na zwiedzanie galerii handlowych, idźcie z dzieckiem do lasu lub na rower.
  • Rozsądnie róbcie prezenty. Lepiej przekazać bon upominkowy na ubranka dla dziecka, niż kolejny (może być że dwudziesty) tshirt, lepiej się umówić z rodzicami co jest potrzebne.
Lista minimum ubrań potrzebnych 3-4 latkowi:
- bielizna: 7 sztuk majtek, 7 par skarpet,  cieplejsze podkolanówki, 3 podkoszulki na ramiączkach, 2 pary rajstop, kalesony/legginsy bawełniane, 2 piżamy (letnia i zimowa);
- na zimę: 7 tshirtów z długim rękawem, grubsze jeansy, grubsze spodnie dresowe lub polarowe, ocieplane spodnie, dwa ciepłe swetry, kamizelka, zimowa kurtka, zimowy kombinezon, nieprzemakalne kozaki, czapka, szalik, rękawiczki;
- na lato: 7 tshirtów z długim rękawem, 3 pary krótkich spodenek, 1 jeansy, 1 spodnie dresowe, bluza dresowa z długim rękawem, bluza na zamek z kapturem, sandały, lekkie półbuty, letnie nakrycie głowy: kapelusz, czapka z daszkiem;
- na wiosnę/jesień: wiatrówka, peleryna, kalosze, bluza polarowa, bawełniana czapka, chusta na szyję, cieplejsze półbuty;

Listę tą stworzyłam opierając się na książce, ale z uwagi na inny klimat w naszym wietrznym i deszczowym Gdańsku, oraz długą zimę, potrzebnych jest więcej ciepłych ubrań.

Jak posegregować ciuszki, które już się nie mieszczą w szafie:
- rzeczy "Za małe" - WON!*
- rzeczy "Nigdy tego nie ubiorę" - WON!
- rzeczy, na inny sezon - najniższa szuflada szafy lub pojemnik na pawlaczu;
- rzeczy za duże - najniższa szuflada szafy lub pojemnik na pawlaczu;
*WON tzn. oddać, sprzedać, wrzucić do pojemnika Caritasu, odwieźć do PCK;

czwartek, 14 września 2017

Bo mniej znaczy więcej

Przyznaję się, bardziej przed samą sobą niż przed światem: Lubię gromadzić.
Ja, zwolenniczka nienagannego porządku, czystości, przejrzystości, osoba kochająca sprzątanie i wywalanie niepotrzebnych rzeczy. Tak, lubię. Ja, odporna na reklamę, nie oglądająca TV,  nie czytająca prasy kobiecej (poza internetem). Nowe kosmetyki, nowe ubrania, nowe buty, nowe zabawki dla dziecka.
To nie świat, który mnie wciąż kusi, to nie marketing, to Moja wewnętrzna potrzeba dowartościowania się. Wypełnienia czymś rąk, myśli i serca.
Czy to jest złe, czy muszę sobie tego odmawiać?
Czy to jest już przesyt, konsumpcjonizm?
Co jest mi potrzebne dzisiaj?

Czysty umysł, czyste serce. Proste rzeczy.
Proste to znaczy nieskomplikowane, ogólnodostępne, niewyszukane i zwyczajne, takie oczywiste.
To nie szukanie w całym mieście fig na śniadanie. To Minimalizm.
Na sobie. U siebie. W sercu. W lodówce. W szafie. W szufladzie. Na biurku.

W zgodzie ze sobą i w zgodzie z naturą. Bo to takie oczywiste.
Chcę być dobra dla siebie, dla swoich bliskich, dla środowiska w którym mieszkam i żyję.

W Gdańsku mamy ogromne Wysypisko Szadółki, którego zapach roztacza się na okoliczne osiedla mieszkalne. Codziennie wynoszę 30 litrowy worek ze śmieciami. Są tam szklane butelki, plastikowe, papiery, opakowania, obierki z warzyw, przeterminowane produkty, podpaski. Ile z nich uda się ponownie przetworzyć, ile będzie zaśmiecało przez tysiące lat moją okolicę? Chciałabym móc kiedyś powiedzieć, że moja rodzina nie produkuje śmieci. Że to co możemy, przetwarzamy sami, albo chociaż minimalizujemy ilość produkowanych odpadów.

Oto, co można zrobić aby przybliżyć się do Zero Waste Home (Dom Zero Śmieciowy), czyli dom Prawie Zero Śmieciowy.

Kuchnia/jedzenie:
  • Planujemy zakupy i menu z wyprzedzeniem.
  • Kupujemy rzeczy na lokalnych targach, rynkach, giełdach, od rolników, na wagę, nie pakowane przemysłowo. 
  • Staramy się wybierać produkty lokalne (krótszy ślad węglowy).
  • Pakujemy te wszystkie dobra do toreb i kartonów wielorazowego użytku (materiałowych, papierowych lub szklanych pojemników). Siatki i worki foliowe z Biedry i Lidla (które już mamy) używamy wielokrotnie. Nowych nie bierzemy. (Aczkolwiek mam co do tego wątpliwości, gdy moje warzywa jadą bez siatki po brudnej taśmie przy kasie).
  • Można robić większe zakupy razem z sąsiadami i kupować większe ilości w skrzynkach drewnianych.
  • Odnosimy na targ/rynek opakowania po jajkach, owocach, skrzynki do ponownego zastosowania.
  • Zamieniamy opakowania z plastikumi foliowe na szklane słoje i butle do przechowywania. Jest tego pełno np. w Ikea/Jisk/Pepco/KiK. Nie chodzi o to, żeby przesypywać kaszę i groch do pojemników, żeby ładniej wyglądały. Patrzymy czy opakowanie nadaje się do odzysku.
  • Jeśli zaczniesz sam piec chleb, robić domowy makaron, wyciskać naturalne soki, zrezygnujesz z paczkowanej żywności z marketu, szybko zmniejszy się ilość niepotrzebnych opakowań. Możesz robić domowy majonez, sosy, ketchup, mieszanki ziołowe na herbaty.
  • Skończ z piciem butelkowanej wody. Przygotuj sobie butelkę na wodę wielorazowego użytku. Ja piję przegotowaną kranówkę.
  • Wykorzystuj resztki. Niedojedzoną zapiekankę weź następnego dnia do pracy, albo zamroź. Porcjuj gotowe jedzenie. Nie rób dużych zakupów produktów z krótkim terminem przydatności. Warzywa i owoce także szybciej się psują więc nie rób wielkich zapasów, bo zgniją zanim je zjesz. 
  • Korzystaj z takich przepisów kulinarnych, które zapewnią zużycie całych produktów (bezresztkowe gotowanie).
  • Używaj w kuchni octu i sody oczyszczonej do szorowania, kup bio-degradowalną szczotkę do czyszczenia, szmatek ze starych bawełnianych t-shirtów.
  • Jeśli masz możliwość i mieszkasz w domku jednorodzinnym albo na wsi, kompostuj (obierki z warzyw i owoców, ogryzki itd).
Wypisałam tylko niektóre porady, więcej znajdziecie na stronie: https://zerowastehome.com/tips/

Jeśli o mnie chodzi, to zaczynam od kupowania produktów na wagę i całkowicie rezygnuję z paczkowanych i plastrowanych wędlin i serów. Nawet jeśli zmienią się tylko moje przyzwyczajenia, to może kiedyś S. też zmieni sposób robienia zakupów.

Ekologiczne warzywa i owoce, a także produkty na wagę, mięso i przetwory mleczne, oleje, soki, przetwory, możecie kupić w Gdańsku w Hali Olivia na Gdańskim Bazarze Natury  (w czwartki 13-18, soboty 9-14). Bio Bazar był również do niedawna w soboty na terenie Stoczni Gdańskiej, niestety został zamknięty z uwagi na zbyt mały popyt.

https://www.facebook.com/bazarnatury/
https://www.facebook.com/BioBazar.Gdansk/

Przejrzyjcie także moje wcześniejsze posty:
Bałagan robi się sam
Jak często sprzątać
Wypucuj swoją chatę

środa, 13 września 2017

Zero Waste Home - Dom Zerośmieciowy

Myślisz, że ekologia to jakaś odległa kraina, a ekolodzy to się głównie łańcuchami do drzew przykuwają?
Myślisz, że nie masz wpływu na otaczający cię świat?
Że to wszystko co dzieje się za Twoimi drzwiami już Ciebie nie dotyczy?
Że najważniejsza twoja dzisiejsza decyzja to "W co się ubiorę?" i "Co zjem na śniadanie?".....

Nigdy nie należałam do osób zbytnio przejmujących się naturą. Największym moim wysiłkiem, oprócz kupowania szamponu bez parabenów, było segregowanie śmieci na Mokre i Suche, przy czym finalnie i tak zwykle lądowały w jednym koszu. Podobnie jak szkło, makulatura  i plastik. Idea Zero Waste Home, o której po raz pierwszy przeczytałam na portalu UlicaEkologiczna , zaskoczyła mnie swoją prostotą.
Nie produkuj śmieci, nie kupuj śmieci, odzyskuj, używaj ponownie. 

Ja też czasami kupuję książki i wyobraźcie sobie, ze nawet je czytam ;) zakupiłam więc "Pokochaj swój dom" napisaną przez Bea Johnson. Zastanawiałam się jak to w ogóle jest możliwe. Jeden kubeł śmieci na rok przy 4 osobowej rodzinie? Liczę, że ta książka pomoże mi zminimalizować ilość produkowanych śmieci, zwiększy świadomość moją i mojej rodziny. Czy w Polsce można prowadzić "zerośmieciowe" życie mieszkając w bloku? Czy cokolwiek sprawdzi się w naszych warunkach?



Mam nadzieję, że nie będzie to tylko gra na moich emocjach, że nie będę po nocach płakała zastraszona wizją rychlej zagłady ekologicznej. Że nie będą mnie dręczyły wyrzuty sumienia ("jak Jacka Soplicę po mordzie"). Mam nadzieję że nakręci mnie to na pozytywnie zmiany w życiu i prowadzeniu gospodarstwa domowego. Zaczynam od siebie. Małymi krokami. Wiem, że nie zbawię od razu świata, ale mam wpływ na to co kupuję i czego uczę synka, męża, rodziców, dziadków.

Nie dawniej jak 10 lat temu nie produkowaliśmy takiej ilości śmieci. Plastrowane sery i wędlinę na kanapki  kupowaliśmy w sklepie pod domem, wydawaliśmy mniej na zakupy, które wystarczały nam na dłużej. Dziwne co?!

Poniżej wybrałam kilka porad, bezpośrednio ze strony  Zero Waste Home, które moim zdaniem można bezboleśnie wprowadzić w każdej rodzinie.

Zanim zaczniesz - poznaj regułę 5R.

  • Refuse  = Odmawiaj - nie przyjmuj rzeczy, których nie potrzebujesz: siatek w sklepach z ciuchami, zbędnych wieszaków razem z ubraniami,  reklamówek w markecie, próbek, gadżetów reklamowych;
  • Reduce = Ograniczaj - ilość posiadanych i kupowanych przedmiotów, zawsze zastanów się, czy kolejna rzecz jest ci naprawdę potrzebna, kolejny krem, zapas puszek z kukurydzą, opakowanie zbiorcze soku, pełna apteczka; a jeśli czegoś nie potrzebujesz nie wyrzucaj, sprzedaj, albo oddaj;
  • Reuse = Użyj ponownie - zamiast wyrzucać i kupować nowe, napraw, może skarpety da się zacerować, a rajstopy nosić zimą pod spodnie, skundlony sweter ogolić, a spodnie podłożyć.
  • Recycle =  Odzyskaj - jeśli wykonałeś już poprzednie rzeczy na R - oddaj do przetworzenia, segerguj śmieci;
  • Rot = Kompostuj - jeśli masz dom z ogródkiem, to nie będzie problemu, możesz nawet hodować dżdżownice, odzysk resztek organicznych w mieszkaniu w bloku wydaje mi się niestety niewykonalne.

środa, 6 września 2017

Biurwa na etacie

Nawiązując do tematów modowych i naszego wiecznego kobiecego dylematu (nie mam się w co ubrać, nie mam co na siebie włożyć) natchnęło mnie dzisiaj inwencją twórczą. Jakkolwiek moda nie byłaby tolerancyjna i ile nasze szafy by nie pomieściły, to zawsze co rano jest ten sam problem. W co się ubrać do pracy. Współczując paniom pracującym na najwyższych piętrach biurowców, z klimatyzacją i dresskodem (tu macie wszystkie wytyczne na temat stroju) i zazdroszcząc koleżankom z wolnymi zawodami, artystkom i poetkom (blogerkom) i matkom, które nie zdążą przebrać się z dresu, zamieszczam moje inspiracje. Moje czyli kobiety koło trzydziestki (ukhym czterdziestki), zbyt leniwej,  żeby przygotowywać zestaw ciuchów dzień wcześniej, zbyt biednej by mieć stylistę, ignorantki modowej i bez poczucia stylu. Takiej, co to utknęła gdzieś pomiędzy trwałą, garsonką, lakierkami i wspomnianym wcześniej dresem.

Szukając po omacku (i po ciemku) wygrzebałam dziś czarną bieliznę, skarpety, czarne jeansy, zgniłozieloną bawełnianą bluzkę i szary sweter. W drzwiach dopasowałam idealnie czarno-turkusowe adidasy, bo nie mam innych butów nadających się na deszcz i kałuże. Dzisiaj wyglądam i czuję się nudno, bez pomysłu, jak niezadbana, stara flądra. Zieleniejąc z zazdrości, gdy któraś z moich pindowatych koleżanek potrafi się fajnie ubrać, postanowiłam przeanalizować dzisiaj typy strojów pracownic biurowych.

5 podstawowych typów pracownic biurowych w zależności od stroju, poradnik dla szefów i na co zwrócić uwagę:

Biurwa Elegantka - nigdy nie widziałam jej w dżinsach ani w obuwiu sportowym, nienawidzi bluz dresowych i koszul w kratę. Po wypłacie zwykle prezentuje kilka nowych zestawów eleganckich sukienek, marynarek, spodni w kant z najnowszych kolekcji sieciówek. Nawet jeśli w firmie jest bardzo luźna koncepcja ubioru, ona zwykle ma na sobie białą bluzkę i czarne spodnie oraz czółenka. Biurwą Elegantką fajnie jest być, bo niezależnie od stanowiska wygląda jak ktoś ważny. Nie tylko w dniu kontroli lub audytu.


Biurwa Sexy - to ta, która zawsze nosi spódniczki ledwo zakrywające tyłek i prześwitujące bluzki, lubi obwieszać się biżuterią, błyszczeć cekinami i dżetami, aby zwrócić na siebie uwagę. Całymi dniami przekopuje internet w poszukiwaniu kiecki na wesele lub pasujących butów, bo strój to bardzo ważny element jej osobowości. Sexy biurwę należy zatrudnić w dziale obsługi klienta i zablokować jej dostęp do Zalando.


Biurwa Sportsmenka - ta chuda miotła zawsze we wszystkim będzie dobrze wyglądać, czy to w obcisłych jeansach, czy sportowej luźnej sukience. Nie przejmuje się swoim wyglądem, wszystkie ciuchy zawsze na nią pasują. Jest dobrym pracownikiem, bo nie szuka ubrań na necie ani wyprzedażach, bo właśnie ustala swój grafik joggingu, jogi, pilatesu i streczingu.


Biurwa Wróżka - ma w nosie co powiedzą ludzie. W co jest ubrana?! A co to kogo obchodzi. Liczy się osobowość, wiedza i umiejętności, a nie szmaty. Zobaczysz ją we wszystkim, począwszy od piżamy, dresu, kombinezonu roboczego, skończywszy na wczorajszej kiecy z dyskoteki. Lubi skórzane kurtki, obszarpane jeansy, sukienki boho, stroje kosmonautów, kapelusze, kaski, wszystko lubi. Jest kreatywna, spostrzegawcza, apodyktyczna i nie waż się jej zwracać uwagi. Trzymaj dla niej ubranie na zmianę, bo nie wiadomo co może ją spotkać.


Biurwa Pierdoła - co by na siebie nie włożyła wygląda jak pani z okienka. Musi unikać niebieskich koszul i koszulek polo, bo wygląda jak pracownik marketu. Jasne spodnie natychmiast upaćka malinami, elegancką koszulę zachlapie. Niosąc kawę potknie się o własne nogi i wyleje ją na siebie i na dywan, dlatego też z reguły nie nosi butów na obcasie. Nie zatrudniaj jej w sekretariacie, zamknij ją przykładowo w laboratorium albo magazynie.


Ponieważ kobieta zmienną jest, zmieniam się z dnia na dzień i nie mogę dopasować się do żadnej z tych osobowości. A może jestem każdą z nich po trochu. Podsumowując, nie ważne to ile kupisz ciuchów i za ile kasy, tylko jak je ze sobą połączysz.
Moja rada (mądra Ciocia Izostworek po szkodzie): bierzemy ze sobą na zakupy koleżankę i od dzisiaj kupujemy tylko pasujące do siebie ciuchy :) Prasujemy ciuchy od razu po wyjęciu z suszarki i dzień wcześniej przygotowujemy sobie kompletny strój do pracy.

Poniżej kilka fajnych zestawów pracowo-biurowych z H&M, do kupienia niezależnie od charakteru stanowiska.







Kupując do wczoraj w dziale Stylizacji do biura można było uzyskać 30% zniżki w H&M. Ja tym razem nie skorzystałam. Kilka innych bonów i rabatów też mi przepadło. Trudno, nie samymi ciuchami człowiek żyje. Trzeba też mieć na ciastka i wino.

Wszystkie zdjęcia są ze strony H&M, a znajdziecie je również na moim Pintereście.

A Ty droga, koleżanko, jakim typem jesteś?! ;)

wtorek, 5 września 2017

Cała w bieli

Zanim zasypie mnie śnieg, zanim wsypię do herbaty kolejną łyżkę białego cukru, może uda mi się zarazić was moją miłością do bieli. Bieli ścian, mebli i dodatków. Będzie o porcelanie, o pościeli, o lampach..... bynajmniej o sukniach ślubnych. Dla tych którzy nie boją się brudnych odcisków paluchów na ścianach i dziecko z kubkiem soku nie wywołuje panicznego strachu o białą sofę i dywan. Dla tych których biel chłodzi latem, a ogrzewa zimą i tych co mieszkają z białymi kotami. Biel jest dobra na każdą porę roku.

Gdybym urządzała mieszkanie tylko dla siebie, ściany miałyby kolor bitej śmietany, a podłoga odcień bielonego dębu. Na białej sofie piętrzyłyby się poduchy i koce niczym chmurki. Piłabym latte i zagryzała bezami. A przed oknem zasnutym białym woalem pasłyby się jednorożce.

Jeśli będziecie mnie szukać, duże prawdopodobieństwo, że znaleźlibyście mnie przed tym kominkiem, zawiniętą w koc. I, nie, to nie muszą być Święta.


Albo śpiącą na hamaku.
 [2]


Albo gdzieś tu, pomiędzy białymi lampami, białą geometryczną ceramiką, a białym regałem z mnóstwem książek. Fanów białych wnętrz zapraszam też do Amee Allsop w Red Dirt Rd. House, o którym pisałam tutaj.

 [3]

 [4]

 [5]

 [6]

 [7]

 [8]

 [9]

 [10]

 [11]

 [12]


 [14]

Wszystkie zdjęcia znajdują się na moim Pintereście TUTAJ

poniedziałek, 4 września 2017

Idzie jesień, a ja nadal nie mam się w co ubrać......

Jeśli to co widzę za oknem jest babim latem, a nie jesienią, to chcę natychmiast zawinąć się w gruby koc, najlepiej z ciastkiem i aromatyczną kawą. I pewnie nie tylko ja marzę również o szarlotce z lodami. Na pewno nie o nowych kaloszach i sztormiaku ani o nowym sezonie na cieknący katar i zmarznięte dłonie. Jesienią lubię zbierać kasztany, cieszyć się złotymi liśćmi i pić grzańca... ale teraz powinno być jeszcze lato, a nie jesień!!! Powinnam na letnie ciuchy narzucić tylko cieplejszy sweterek, albo otulić się pledem wieczorem na balkonie....

Jak co roku, dzieci szykują się na powrót do szkoły, a mnie ogarnia chęć ogarnięcia w końcu jesiennych ciuchów. (Albo wywalenia starych ciuchów i kupienia sobie całej nowej garderoby... ale to się nigdy nie zdarzy.)
Modowo utknęłam gdzieś pomiędzy biurową biała bluzeczką,  jeansami i zdartymi trampkami. Moich codziennych strojów nie da się nazwać stylizacjami, bo wyciągam rano szmaty po ciemku z szafy, modląc się by dziś na mnie wlazły. I nie tył na przód. Zanim moją garderobą zajmie się stylista, będę błąkać się z szaleństwem w oczach myszkując na wieszakach z przecenami. Nie wiem czy przepisu na siebie szukać w działach plus size, w sklepach z garsonkami, czy może w koszach z welurowymi dresami w Lidlu.

Nie wiem jak Wy w tym roku, ale Ja zamierzam ubierać się ciepło, luźno i wygodnie. Najprawdopodobniej w stare łachy wyciągnięte z kartonów wepchniętych na pawlacz w zeszłym roku. Dla tych, którzy jednak zdecydują się inspirować najnowszymi trendami, wkleję kilka propozycji, z mojego ulubionego Zalando. Tym razem z działu dla wysokich (Tall) i niekoniecznie chudych (czyli takich jak ja).

Sprana szara koszulka i jeansy na popołudnie w domu, z dzieciakiem, kotem i mężem, lub sobotę w pracy, do kompletu z ulubionymi trampkami oczywiście [1]


Na chłodne wieczory, sweter w moim ulubionym kolorze, tak wiem, że jestem numerem 1... i zawsze miałam jeden czerwony sweter [2]

 

Sweterkowa beżowa sukienka z golfem [3] i granatowa długa kurtka [4]

  

W biurze będzie nudno, szary sweterek [5], szara marynarka [6], podły nastrój i kałuże za oknem.


Zawsze chciałam mieć fajny prochowiec [7] 


I "małą" czarną na randki ...z mężem [8] tudzież inne światowe wydarzenia w których uczestniczę.

 

Zdjęcia pochodzą z Zalado, są również na moim Pintereście TUTAJ. Nie starczyłoby mi wypłaty, żeby je wszystkie kupić, ale pomarzyć można :) Pozdrawiam!