piątek, 9 października 2020

Wiosny ciąg dalszy (maj)


 Maj upłynał nam pod hasłem #izolacja  #homeoffice i #zdalnenauczanie. Mąż z dzidziusiem siedzieli w domu, a ja w pracy, gdzie niestety zdalnie nie da się pracować. Paliwo trochę potaniało, więc nam  było "w to mi graj" i wyjazdy działkowe zapełniły nam całkowicie wolny czas. Nie mieliśmy kiedy się zanadto przejmować ani zastanawiać co będzie dalej. 







Po drodze na działkę mijaliśmy żółte pola kwitnącego rzepaku. Obłędny widok.
Jak falujące morze siarki ;)
Stachu śmiał się ze mnie, że nie rozpoznaję rodzaju zboża.
W sumie co roku śmieje się z tego samego.





Pogoda majowa była w kratkę, tak jak w przysłowiu "słońca połowa, wody połowa". Czasami trzeba było ubrać ciepłą kurtkę i czapkę, a czasami rozbieraliśmy się do rosołu :) no prawie ;) akurat rozebranych zdjęć nie mam, bo na wszystkich wyglądam koszmarnie, więc je skasowałam.











Młody dostał w prezencie urodzinowym bujak-kokon.
Nie ma jak birthday party ze starymi na działce, w deszczu, ale co robić jak jest pandemia.



Nasza aktywność nie ograniczała się do spacerów, jedzenia i spania....... aczkolwiek tak by to mogło wyglądać sądząc po zdjęciach.








Staszek wyczyścił, odgrzybił i pomalował z zewnątrz domek, żeby był w końcu biały. Jeśli chcecie farbę elewacyjną godną polecenia, to za milion można kupić Tikurillę Optiva Alpine cośtamcośtam ...... poszukam jak ktoś ma ochotę poznać dokładnie. 
Zamontowaliśmy na tarasie osłony z listewek, na razie są tylko po bokach. Chronią trochę przed wiatrem. Ale głównie oddzielają mnie od trzmieli brzęczących wśród kwiatów.
I mamy JESZCZE więcej kamieni dookoła.












I mamy jeszcze bardziej kamienne ognisko "w kamiennym kręgu".
Staszek uwielbia kamloty.



Akcja usuwania korzenia.


Na sam koniec maja wkopałam jakieś zielsko, tzn sadzonki.
Obrobiłam kilka sklepów internetowych i powtykałam bez ładu i składu to tu to tam.
Kiedyś, jak będe miała czas, to napiszę co kupowałam i gdzie i za ile i zdam dokładnie relację.
Jedyne, co mogę napisać od razu, z nasion nie wyrosło mi kompletnie NIC, bo Stachu wszystko zaorał kosiarką.... kilkukrotnie ;)













Wegetacja dopiero rusza i pięciometrowy żywopłot sąsiadów już zarasta małymi listkami. Niestety, zagłusza wszystko co rośnie po naszej stronie. Świerki zasadzone przez poprzednich włascicieli tuż przy siatce marnięją i umierają jeden po drugim. 




Na sam koniec maja zaprojektowaliśmy, zakupiliśmy materiały i wykonaliśmy wspólnie (tzn bardziej Stachu niż ja) inspekty na warzywa. Własnoręcznie zasypaliśmy ziemią i powtykaliśmy nasionka. Już wkrotce zaprezentuję cóż nam urosło i jak obrodziło ;)

Jeśli ktoś znalazł proesjonalne inspekty i zastanawia się, czemu tak drogo, to od razu mówię, że samodzielne wykonanie wychodzi dwukrotnie drożej, niż np. w OBI "po promocji".





W środku naszej budki mieszkalnej zmiany na lepsze. Krutyna, tzn firanka na wymiar (z Allegro, ale też za milion) zasłania cały bajzel na regałach. I stolik i sofy i stół (oczywiście wszystko z IKEA i to w dodatku online) ... a i tak najlepiej siedzi sie na zewnątrz, na tarasie. I to jest to, czego mi tak bardzo brakuje w mieszkaniu w bloku. Kawka na tarasie ;) Nieważne, że czasem trzeba się przykryć śpiworem.






Do zobaczenia w następnym wpisie - zacznie się czerwiec, więc już prawie lato :)

Brak komentarzy: