piątek, 9 października 2020

Pracowity początek roku (styczeń, luty, marzec)


 Mam dobrą pamięć, a nawet bardzo (ale krótką). Niestety, to co się działo na początku roku pamiętam jak przez mgłę. A może staram się wyrzucić z pamięci. W styczniu i lutym sporo chorowaliśmy, a  w marcu zaczęła się przebrzydła pandemia i ogloszono "lockdown". Jak widać na załączonych zdjęciach, każdą wolną chwilę spędzaliśmy na działce. Przynajmniej tam nie trzeba było chodzić w maseczkach ani w lesie ani na podwórku. Kilka razy zabierałam ze sobą w podróż akt własności, żeby nas policja nie cofnęła na osiedle. Ani trochę mi nie było do śmiechu.


Młody upodobał sobie bujanie się na gałęzi.
Na którą wdrapywał sie po płocie. Bilans - jedna dziura w kurtce.




Udało się nawet kilka razy upiec na ognisku kiełbaski.
Albo pianki, juz nie pamiętam co to było, ale chyba było fajnie!
W każdym razie ognisko dymiło kilka razy, a Stachu delktował się wrzątkiem z termosu.







Kiedy wszystkie okoliczne liście opadły, pomiędzy gołymi gałęziami świeciło słońce.
A jak już nie było nic do grabienia, Mąż zaczął myśleć o nowej kosiarce ;)



Chociaż nie było prawdziwej zimy, takiej ze śniegiem i mrozem
mogliśmy cieszyć oczy takimi widokami.





A za domkiem nadal pierdolnik do uprzątnięcia......


I my, działkowicze z prawdziwego zdarzenia.
Na zdjęciu ja studiuję opisy na paczkach nasion, naiwnie sądząc że coś z tego wyrośnie.




O, wreszcie coś ciekawego :) przyszły regały. 
(Regały z Leroy Merlin do samodzielnego złożenia)
W końcu nie musimy trzymać gratów na podłodze.
Taki porządeczek wytrwał mniej więcej.... tydzień.




Wykładzinę kupiliśmy z pół roku za wcześnie.
Tu na zdjęciu jakieś poprawki podłogowe, wykładzina pcv powinna poleżeć na podłodze 
a my od razu postawiliśmy na niej regały, więc się wybrzuszyła w kilku miejscach.




W kwietniu zaświeciło słońce i tak przygrzało, że nasz główny Majster Taczkowy
prężył bicepsy w samym podkoszulku.





Ciąg dalszy nastąpi :)

Brak komentarzy: