czwartek, 15 listopada 2018

Pazury moje hobby


Moja codzienność, to nie tylko gary, sprzątanie, nudna praca, jeszcze nudniejsza zabawa z młodym... o nie! Rozwijam swoje zainteresowania i spełniam marzenia, a że nie mam kasy na podróżowanie po świecie (chyba że palcem po mapie), to zabrałam się za coś równie pasjonującego. 
Maluję sobie paznokcie. Maluję bo lubię. Bo to prawie nic nie kosztuje. Bo lakier ze średniej półki kosztuje max 15 zeta. Bo uwielbiam kolory. Lubię jak się błyszczy, świeci i mieni kolorami tęczy.

Zaczęłam późnym latem, kiedy jeszcze słońce mocno grzało, jednak szarych dni było coraz więcej.  Na pierwszy ogień poszły lakiery bezbarwne.  Akurat w Hebe była promka, więc poszłam w szkodę i kupiłam cztery fiolki, z czego trzy okazały się prawie takie same. A czwarty kupiłam różowy, ale na tych zdjęciach nie widać........  Fotografowałam je z lampą, bez lampy i gapiłam godzinami jak pięknie się mienią w świetle dziennym. To bardzo relaksujące!






Następnie dokupiłam czerwony odrobinkę wpadający w pomarańcz, ale na zdjęciach tego nie widać. Lakiery gel-like, to dla mnie nowość, a nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. Jak widać, żółty segregator nie jest dobrym tłem do zdjęć. (Catrice GelLike Iconails 06 Nails on fire)




Kiedy ujrzałam kolekcję HOLO z Evelline, oczom nie mogłam uwierzyć, jakie to piękne, porwałam więc najbardziej wściekły róż i uciekłam z drogerii niosąc moją zdobycz, by nie kupić niczego więcej. Tu mam ze 3 warstwy lakieru i przezroczysty top coat z efektem holo.


Nie wytrzymałam jednak i poleciałam po więcej. Tu zielony Holo Rainbow z Essence i archiwalna miniaturka Orly, która trafiła już do śmietnika ze starości. Tego naprawdę było mi trzeba. Drobinki tego lakieru cudnie mieniły się na moich paznokciach, więc patrzyłam się na nie stojąc w godzinę korku każdego popołudnia.




Dla uspokojenia klimatu mieniących się lakierów kupiłam kilka bladych jasno różowych, z drobinkami a co sobie będę żałować. Wtedy zaczęło mnie delikatnie mówiąc zastanawiać jak to jest że lakiery pewnych firm są gorszej jakości niż innych. I że praktycznie nie wiadomo co będzie w buteleczce.  
O tutaj, jedno zdjęcie nawet w firmie udało mi się zrobić, na zdjęciu lakier Lovely z Rossmanna (Lovely to to samo co Wibo jakby ktoś jeszcze nie widział)




Dla odmiany strzeliłam sobie z 6 warstw żółtego z drobinkami i mimo, że klęłam na czym świat stoi marząc nim po pazurach, na zdjęciach wyszedł chyba najlepiej. Doskonale pasował do dresów i adidasków, wszystkie sąsiadki przy piaskownicy patrzyły się na mnie z podziwem. (To Catrice Iconails, nie pamiętam który numer)



Pokazałabym więcej zdjęć, ale chwilowo albo nie mam żadnych dobrych, albo moje paznokcie budzą więcej śmiechu niż zachwytu. Niektórzy mówią że za długie, inni że BLE bo nie czerwone ..... Natomiast jeśli podobał Wam się ten post, napiszcie komentarz, żebym się nie poddawała, to wygrzebię jeszcze kilka filmików. Oczywiście dla tych, którzy nie widzieli już wszystkiego na bieżąco na FB i INSTA. 

#żonainżyniera #malujębolubię #mojelakiery #zabawanacałego






2 komentarze:

Attra (Moje Czytanie) pisze...

Zazdroszczę tak pięknego kształtu paznokci :D Ja ma paskudne i zima ma ten plus, że mogę je ukryć w rękawiczkach. Te pierwsze kolory chyba najładniejsze, choć zielony też mi się podoba.

Izostworek pisze...

@Attra, kilka miesięcy właściwej pielęgnacji i szlifowania, nad pazurami i ich kształtem też trzeba popracować