poniedziałek, 30 stycznia 2017

11 banalnych powodów dlaczego (jednak) nie będę kuchenną boginią

Nie jestem asem w kuchni. Najgorsze jest to, że przez wiele lat zachowywałam w stosunku do gotowania postawę tumiwisizmu, tudzież olewactwa.
Wielki ból sprawia mi nawet zrobienie sobie kanapek do pracy. Zwykle i tak ich nie robię. Pewnie kiedyś zejdę z głodu pod lodówką pełną jogurtów.
Obmyślanie menu na urodziny bądź inną imprezę jest dla mnie przyjemnością do czasu aż nie muszę go realizować.

Oczywiście, miałam kiedyś przebłyski dobrej woli, które przy odrobinie szczęścia mogłyby rozwinąć skrzydła i przemienić w kulinarną pasję.
Jako młoda mężatka chętnie przygotowywałam ślubnemu kanapki i sałatki. On pewnie tych czasów już nie pamięta, ale ja pamiętam doskonale uczucie gdy wyciągałam zmurszałe nietknięte i spleśniałe kromki chleba z plecaka. Pamiętam też zupę - „Później sobie odgrzeję” , którą musiałam na trzeci dzień wylewać, bo nie schował do lodówki, bo jednak nie jadł. Pamiętam ryż z warzywami i spalone kotlety mielone – „Ja sobie zrobię coś innego”.

I w taki to sposób powoli zabito część mojej ambicji i chęć zostania dobrą żoną (chociaż w kuchni). Jogurty i kabanosy też są przecież jadalne, a jak chcesz sobie coś mężu upichcić to i ja zjem. Nie żebym miała jakieś pretensje. Lenistwo i wygodnictwo wzięło górę. 

Dwa lata temu zmusiło mnie jednak życie do karmienia dziecka. Wdrażanie w życie schematu karmienia malucha było ponad siły mego S, więc ja przejęłam stery gotując i miksując po nocach papki i zupki. Nie powiem, miło było gdy ktoś ze smakiem rąbał miks łososia z buraczkami, czy dyni z kurczakiem, a nawet dorsza ze szpinakiem. Niestety te czasy również przeszły do lamusa i świat postawił przede mną wyzwanie karmienia dwulatka. Od tego czasu żywię się resztkami. Skórkami od chleba, szczątkami szynki, pozostałościami po serku i kisielem z jabłek. Czasem trafi się coś lepszego,  gdy mąż zrobi naleśniki  J

Aktualnie nie wiem co to będzie dalej. Nie mam już wymówek, że kuchnia nie taka, że nie mam na czym, że mi się szpachelka złamała itd. Muszę sobie poradzić z nudą, niechęcią i brakiem weny. Mogłabym nawet kupić sobie Thermomixa. Ale po co mam kupować, skoro mam Sa?

11 banalnych powodów dlaczego (jednak) nie będę kuchenną boginią:

1. NIE UMIEM GOTOWAĆ
     Nie było okazji. Nie było od kogo. Mimo wysiłków mojej mamy nigdy nie byłam chętna do pomocy w kuchni. Nie złożyło się.
2.  NIE LUBIĘ GOTOWAĆ (bo… patrz punkt 1.)
Może gdybym umiała gotować to bym polubiła. Nie mam tej boskiej zdolności, którą posiada wiele z was, gotowania jedną ręką, z dzieckiem wiszącym na drugiej… i z telefonem przy uchu jeszcze. Potrzebuję ciszy, skupienia i absolutnie żadnego przeszkadzania.  Makaron zawsze mi wykipi, ziemniaki się rozgotują, a z jajek wyparuje woda.
3. NIE CHCE MI SIĘ GOTOWAĆ
Jezu, czasami tak ciężko się podnieść spod kocyka i rozbujać rękę, żeby wrzucić te jajka na patelnię. Czasami tak potwornie nie chce mi się ruszyć zadka z dywanu od klocków lego, kolorowanki, misia pluszowego (wstawić to co aktualnie bawicie się z dzieckiem). Serio catering dietetyczny to taka fajna sprawa, zamówmy dla wszystkich. A kasa będzie leciała na ten cel z nieba.
Pozostałe punkty nie wymagają rozwinięcia…….
4.  NIE CHCE MI SIĘ SPRZĄTAĆ PO GOTOWANIU
5. NIKT NIE CHCE JEŚĆ TEGO CO ZGOTOWAŁAM
6.   TO CO JEST SMACZNE JEST NIEZDROWE
7.  ALBO NIEZDROWE I TUCZĄCE
8.   NIE MAM POTRZEBNEGO SPRZĘTU
9.   NAWET JAKBYM MIAŁA TO NIE UMIEM SIĘ NIM POSŁUGIWAĆ
10.  ZAKUPY TYLE KOSZTUJĄ
11.   S. W KOŃCU NAUCZY SIĘ ROBIĆ COŚ INNEGO NIŻ FRYTKI, KURCZAKA I SAŁATKĘ GRECKĄ.... (i naleśniki...)

Poniżej zdjęcie, jak wygląda normalne nie-blogerskie śniadanie.....
jeśli też tak macie, to wszystko w porządku, nie każdy układa kompozycję z chleba i pomidorków





Brak komentarzy: