Maj upłynał nam pod hasłem #izolacja #homeoffice i #zdalnenauczanie. Mąż z dzidziusiem siedzieli w domu, a ja w pracy, gdzie niestety zdalnie nie da się pracować. Paliwo trochę potaniało, więc nam było "w to mi graj" i wyjazdy działkowe zapełniły nam całkowicie wolny czas. Nie mieliśmy kiedy się zanadto przejmować ani zastanawiać co będzie dalej.
Pogoda majowa była w kratkę, tak jak w przysłowiu "słońca połowa, wody połowa". Czasami trzeba było ubrać ciepłą kurtkę i czapkę, a czasami rozbieraliśmy się do rosołu :) no prawie ;) akurat rozebranych zdjęć nie mam, bo na wszystkich wyglądam koszmarnie, więc je skasowałam.
Nasza aktywność nie ograniczała się do spacerów, jedzenia i spania....... aczkolwiek tak by to mogło wyglądać sądząc po zdjęciach.
Wegetacja dopiero rusza i pięciometrowy żywopłot sąsiadów już zarasta małymi listkami. Niestety, zagłusza wszystko co rośnie po naszej stronie. Świerki zasadzone przez poprzednich włascicieli tuż przy siatce marnięją i umierają jeden po drugim.
Na sam koniec maja zaprojektowaliśmy, zakupiliśmy materiały i wykonaliśmy wspólnie (tzn bardziej Stachu niż ja) inspekty na warzywa. Własnoręcznie zasypaliśmy ziemią i powtykaliśmy nasionka. Już wkrotce zaprezentuję cóż nam urosło i jak obrodziło ;)
Jeśli ktoś znalazł proesjonalne inspekty i zastanawia się, czemu tak drogo, to od razu mówię, że samodzielne wykonanie wychodzi dwukrotnie drożej, niż np. w OBI "po promocji".
W środku naszej budki mieszkalnej zmiany na lepsze. Krutyna, tzn firanka na wymiar (z Allegro, ale też za milion) zasłania cały bajzel na regałach. I stolik i sofy i stół (oczywiście wszystko z IKEA i to w dodatku online) ... a i tak najlepiej siedzi sie na zewnątrz, na tarasie. I to jest to, czego mi tak bardzo brakuje w mieszkaniu w bloku. Kawka na tarasie ;) Nieważne, że czasem trzeba się przykryć śpiworem.
Do zobaczenia w następnym wpisie - zacznie się czerwiec, więc już prawie lato :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz