Wspomniany już przeze mnie, w poprzednim wpisie, kwiecień obfitował w słoneczne dni i dość wysokie temperatury, więc mogliśmy rozwinąć skrzydła, a pracy było co nie miara. Szczególnie dla Staszka, który postawił sobie dość wysoko poprzeczkę.
Doprowadził prąd do budki kiblowo narzędziowej.
Musiał w tym celu przeryć prawie 30 metrów, głównie pod korzeniami drzew.
Ale udało się i jest światło. Tadaaaaam.
My (tzn ja i młody) w tym czasie świetnie się bawiliśmy, piekąc w ognisku pianki, zagryzając zupką chińską i popijając colą.
No dobra, młody pomagał. Tu na zdjęciu widać, że miesza coś w wiaderku.
Chyba zupę z błota i liści.
I dół wykopał, całkiem spory.
Ten nasz mały pomocnik.
Zmiany wewnątrz.
Przed:
(dorobiliśmy się rozkładanych sof z IKEA, o których może będzie coś więcej w innym terminie ..... )
Odwiedziny wiewiórki.
I kupił rozkładaną drabinę.
Zamontował wentylator.
(coś nie mam nastroju, ale to u nie normalne, foch zdjęciowy)
Pod koniec miesiąca Staszek zabrał się za malowanie tarasu i poręczy.
Rozpierducha w pełni.
Wszystko porozwalane, co oczywiście należy uwiecznić dla potomności.
Potrzebny cieplejszy kocyk.
Niedługo relacja z maja.
Czyli ciąg dalszy nastąpi wkrótce..........
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz