Z uwagi na niewielkie zainteresowanie nowym blogiem działkowym i moim lenistwem aby prowadzić działalność na dwóch blogach, wracam (z podkulonym ogonem) tutaj, do zakładki "Działka" (link klik klik). Bloga działkowego nie zamykam, ale skopiowałam wszystkie wpisy i przeniosłam je tutaj, może nie będzie im tak smutno, że czyta je tylko 10 osób dziennie ;)
Wszystkie archiwalne wpisy działkowe i aktualne znajdują się
w nowym miejscu https://dzialkaniemojehobby.blogspot.com
Zapraszam :)
Data wpisu: 30.12.2019
Jak pożegnać się z działką w grudniu
Data wpisu: 27.11.2019
Jak nie nudzić się na działce w listopadzie
Działkowy update - relacje z listopada
Remont domku - relacje z października
Data wpisu: 13.11.2019
Krecia robota
Znam kilka sposobów jak się kretów pozbyć, jednak wszystkie uważam za nietrafione, przytoczę te dwa które zapamiętałam:
Mój osobisty i jedyny znany mi, w stu procentach pewny, sposób na wyeliminowanie kretów, to wybetonowanie całego podwórka 😂
W tym wpisie będzie tylko jedno zdjęcie.... pod tytułem "Oczekiwanie"
(to pomarańczowe na środku to właśnie jedna z pułapek)
Aktualizacja - dla tych którzy trzymali kciuki za kreta smutna wiadomość.....
Data wpisu: 07.11.2019
Porządki - uwaga dużo zdjęć
Z nadejściem jesieni zaczął się u nas sezon przedszkolno-chorobowy. Ja z młodym zasmarkani koczowaliśmy na zmianę w łożku pod pierzyną. Mężowi udało się nie zarazić i jeździł na działkę sam, by w ciszy i spokoju kosić trawę, wycinać suche gałęzie i palić ognisko...... i oczywiście remontować naszą budkę.
Będzie dużo zdjęć, kiepskiej jakości, z całej reszty września, głównie z mężowego apatatu.
Dacie radę?
Data wpisu: 06.11.2019
Takie widoki
Takie mamy widoki działkowe za żywopłotem z grabów. Drzewa są posadzone dookoła posiadłości, którą mamy "za siatką", więc możemy tylko grabić opadające liście. Szkoda takiego widoku .....
Kolejny weekend działkowy jaki pamiętam był upiorny i skończył się zapaleniem zatok, a jego efektem był długi i męczący tydzień kuracji antybiotykiem. Pierwsza wspólna wycieczka do lasu okazała się wielkim fiaskiem. Młody zgubił po drodze czapkę od figurki Lego Lloyda, jego wrzaski było słychać prawdopodobnie w promieniu dwudziestu kilometrów i wypłoszyły wszystkie wiewiórki. Wiecie, te elementy klocków lego mają po 5 mm. Naprawdę, ciężko je znaleźć nawet na dywanie, a co dopiero w leśnym poszyciu.
A tak wyglądał nasz sufit w trakcie prac remontowych. Do konstrukcji kontenera są przymocowane profile stalowe, do nich listewki drewniane, a na tym szkielecie zamocowane są wewnętrzne panele PCV. Tym sposobem mamy zrobiony estetyczny sufit, nie zachądzący wilgocią, niedrogi, w sam raz na działkowe warunki. Przypominam, że to nie jest rezydencja, tylko tymczasowa działkowa budka ze starego kontenera, która docelowo będzie prawdopodobnie składzikiem na narzędzia.
ciąg dalszy wkrótce.......
Data wpisu: 05.11.2019
Urządzamy się
Drugiego działkowego dnia, Mąż działał w domku, aż wióry leciały. Nasza letnia rezydencja przypominała bardziej pole bitwy, niż wymarzony domek. Zerwany sufit, oderwane pół podłogi, wszędzie pełno porozkładanych gratów. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ani że będzie szybko. Nie mówiąc o tym, że na pewno nie będzie tanio.
Oglądam teraz zdjęcia i mam wrażenie, że nie widać na nich ani odrobiny optymizmu ;)
Do zrobienia jest kilka rzeczy (w nastepującej kolejności):
Nie możemy również zapomnieć o uroczym dwufunkcyjnym domku narzędziowo-toaletowym.
Z widokiem..... godnym pozazdroszczenia....
Tutaj, nawet nie śmiem wybiegać marzeniami w przyszłość.
Prawdopodobnie trzeba będzie wysypać wszystko ze środka na zewnątrz ..... i czekać na jakiś znak z nieba.
Trzeba zająć się również uporządkowaniem zarośli dookoła działki.
Niestety wycinka chaszczy i uschniętych gałęzi uwidacznia braki w ogrodzeniu.
Grabienie liści z warstw zalegających przez ostatnie miesiące (a może lata?) też nie należy do najmilszych zajeć.
Te zdjęcia musiałam obrobić bo były mega niewyraźne, ale widać na nich postęp prac. Malutki, ale zawsze.
I nasze ulubione zajęcie, czyli palenie ogniska cały dzień. Kiedy skończy się utylizacja gałęzi, mam nadzieję, że ognisko będzie rozpalane tylko do pieczenia kiełbasek.
Jedyny uśmiechnięty i pełen entuzjazmu jest Młody. Na działce obok mieszka super kolega sąsiad, z którym można świetnie spędzać czas! A w razie czego, jak jest straszne nudno, to działa internet, można Tacie zabrać telefon i zaszyć się w samochodzie z ulubioną bajką.
Ciąg dalszy juz niedługo.....
Data wpisu: 29.10.2019
Mamy na to papiery
Wiecie co dostałam na urodziny w tym roku?!
Akt notarialny.
Często dostaję nietrafione prezenty, ale na czterdziestkę to musiało być coś z mega przypierdem.
Załóżmy jednak, że połowa działki (na spółkę z mężem) to jednak nasze wielkie wspólne marzenie, zapraszam więc na pierwsze spotkanie z nieznanym.
(To znaczy Wasze pierwsze Czytelnicze, bo my byliśmy tam wcześniej ze trzy razy)
Działka jest położona około 50 km od naszego mieszkania, więc wystarczająco blisko żeby się tam dostać i wystarczająco daleko, żeby zmienić klimat i krajobraz. W okolicy jest jezioro (zarośnięte), las (prywatny) i niewielkie osiedle domków wypoczynkowych zwane Osiedlem Leśnym.
Pierwsza wizyta 07.09.2019.
Zapakowani jak na dwutygodniowy urlop, obowiązkowo z królikiem i doniczką wrzosów do wkopania. W bagażniku pełno, nie wiadomo co się przyda na ten pierwszy raz. Najważniejsze dobre humory i pozytywne nastawienie. I kanapki.
Droga przebiegała pomyślnie, czas zleciał migiem. Umilaliśmy sobie jazdę fałszując na całe gardło cały znany nam repertuar wycieczkowy. Widac po zdjęciach, że miny mamy wesołe, więc chyba myślimy naiwnie, że wszystko się udało i przyszłość zapowiada się optymistycznie.
W domku.... w środku... poprzedni właściciel dużo rzeczy zabrał, na co szczerze liczyłam, w sumie bardzo się z tego cieszyliśmy. Nieliczne pozostałości wyrzucaliśmy i porządkowaliśmy cały dzień. Mój dociekliwy mąż nie wytrzymał i zdemontował nie tylko dekoracje, ale także cały sufit i pół podłogi. Sufit okazał się metalową plytą oklejoną watą szklaną, z zawartością opuszczonego gniazda myszek polnych, więc całe szczęście, że nie został z nami na dłużej.
My - tzn ja i Młody grabiliśmy dzielnie liście i przycinaliśmy gałązki, ale bardzo szybko się zmęczyliśmy. Myślę że duża ilość świeżego powietrza tak na nas wpłynęła. A nie jesteśmy przyzwyczajeni. Szkoda, że nie mieliśmy hamaka ani leżaków, żeby wyciągnąć nóżki i troszkę się zdrzemnąć.
Ciąg dalszy nastąpi :)
Data wpisu: 28.10.2019
Tytułem wstępu
Zawsze marzyłam, żeby mieć dom z ogrodem. Dom z garażem i piwnicą, strychem, zimowym ogrodem, zadaszonym tarasem, widokiem z sypialni na rozległe łąki. Dom właśnie, nawet mały,
a nie działkę.
Tymczasem, właściwie przez złośliwy przypadek, zostałam współwłaścicielką działki rekreacyjno wypoczynkowej. Złośliwy dlatego, że sama znalazłam ogłoszenie, jak wiele innych, i sama podetknęłam ją mężowi pod nos. Jakież było moje zdziwienie, kiedy mąż wyraził nie tylko chęć by ją obejrzeć, co w sumie robiliśmy hobbystycznie od czasu do czasu, ale również chęć żeby ją kupić.
Jak sama nazwa wskazuje działka wypoczynkowa, to twór wymagający wielkiego nakładu pracy, koniecznie w pocie czoła, trudu i mozołu, aby w końcu móc na niej wypocząć. Od niepamiętnych lat ludzie wykonujący na co dzień pracę umysłową, pragnęli oderwać się od nudnej rzeczywistości i choć w sobotę i niedzielę oddać się fizycznym uciechom machania grabiami i dziecięcego pragnienia kopania w ziemi.
Kiedyś, w zamierzchłej przeszłości, kiedy nie było jeszcze weekendów, jeździliśmy z rodzicami na działkę. Działka była pod lotniskiem, a żeby się tam dostać jechało się autobusem, z przesiadką, z wiadrami i kobiałkami, oraz siatką kanapek i termosem herbaty. Nie znano wtedy grillowania i nikt z rodziny nie pił nawet piwa. Wracaliśmy późnym wieczorem obładowani darami drzewek i krzewów owocowych, po czym rodzice, a na pewno Mama, przerabiali je pieczołowicie na kompoty, soki i najbardziej nam znany "dżem z wyciorów".
To wspomnienie pozostało we mnie wywołując...... nie tęsknotę, nie,
ale panikę, zniechęcając skutecznie do jakiejkolwiek działkowej aktywności.
Czyż nie lepiej spędzać wieczory w nastrojowej knajpce?
Wyjechać za granicę na wymarzony urlop?
Zwiedzać z rodziną okolicę bliższą i dalszą?
Po trzykroć nie.
Lepiej kupić działkę.
Ciąg dalszy nastąpi :)
Jak pożegnać się z działką w grudniu
Tegoroczny grudzień powalił nas na łopatki choróbskami, ale staramy się nie poddawać.
Nie możemy się rozstać z działką i zrezygnować z wyjazdów nawet gdy jest zimno i pochmurno. Prawdziwa zima jeszcze nie przyszła, nie nawaliła śniegiem dwumetrowych zasp, więc dziarsko ładujemy do samochodu termos i jedziemy.
Na początku miesiąca oczyściliśmy do końca bajzel za budką kiblowo narzędziową, wokół szamba i za siatką. Ośmielam się napisać MY, bo ja też machałam grabiami i młody nawet (w międzyczasie bujał sie na gałęziach sosen i właził na płot).
W sobotę po świętach byliśmy sprawdzić czy wszystko stoi, jak krety się czują, zjedliśmy po chińskiej zupce i wróciliśmy do domu.
Tymczasem.... woda w kiblu spuszczona, zawór zakręcony. Tak sobie myślę, że teraz to już NA PEWNO nie pojedziemy, co najmniej do marca.... ale pożyjemy, zobaczymy ;)
Zimowy czas sprzyja marzeniom i planowaniu, więc moje działkowe inspiracje z pewnością pojawią się w innych działach/zakładkach na blogu.
Nie możemy się rozstać z działką i zrezygnować z wyjazdów nawet gdy jest zimno i pochmurno. Prawdziwa zima jeszcze nie przyszła, nie nawaliła śniegiem dwumetrowych zasp, więc dziarsko ładujemy do samochodu termos i jedziemy.
Na początku miesiąca oczyściliśmy do końca bajzel za budką kiblowo narzędziową, wokół szamba i za siatką. Ośmielam się napisać MY, bo ja też machałam grabiami i młody nawet (w międzyczasie bujał sie na gałęziach sosen i właził na płot).
Tymczasem.... woda w kiblu spuszczona, zawór zakręcony. Tak sobie myślę, że teraz to już NA PEWNO nie pojedziemy, co najmniej do marca.... ale pożyjemy, zobaczymy ;)
Zimowy czas sprzyja marzeniom i planowaniu, więc moje działkowe inspiracje z pewnością pojawią się w innych działach/zakładkach na blogu.
Data wpisu: 27.11.2019
Jak nie nudzić się na działce w listopadzie
Po pierwsze musi być sucho, bo w deszczowe dni nuda gwarantowana na 100%.
Po drugie nie może wiać, bo jak wieje to jest zimno.
Po trzecie temperatura nie powinna być niższa niż 0 stC, bo będzie na prawdę zimno.
Po czwarte trzeba mieć grube gacie i wełniany sweter, bo i tak jest zimno.
Po piąte, nie obejdzie się bez termosu z wrzątkiem i kanapek.
Co robiliśmy? Wycinaliśmy chaszcze rokitnikowe za budką kiblowo-narzędziową i grabiliśmy liście.
Chwilę paliło się ognisko z gałęzi. W sumie nic, i nawet nic ciekawego.
Mieliśmy ze sobą blok i mazaki, kilka pluszaków, młody bujał się na sosnach, później urządził sobie więzienie w krzaczku aronii, byliśmy na krótkim spacerze, graliśmy w piłkę i tak dzień zleciał. I było nawet fajnie.
Aha, po szóste obowiązkowe jest dobre nastawienie (wiadro melisy i garść proszków uspokajających tez robi swoje).
Data wpisu: 20.11.2019 Po drugie nie może wiać, bo jak wieje to jest zimno.
Po trzecie temperatura nie powinna być niższa niż 0 stC, bo będzie na prawdę zimno.
Po czwarte trzeba mieć grube gacie i wełniany sweter, bo i tak jest zimno.
Po piąte, nie obejdzie się bez termosu z wrzątkiem i kanapek.
Co robiliśmy? Wycinaliśmy chaszcze rokitnikowe za budką kiblowo-narzędziową i grabiliśmy liście.
Chwilę paliło się ognisko z gałęzi. W sumie nic, i nawet nic ciekawego.
Mieliśmy ze sobą blok i mazaki, kilka pluszaków, młody bujał się na sosnach, później urządził sobie więzienie w krzaczku aronii, byliśmy na krótkim spacerze, graliśmy w piłkę i tak dzień zleciał. I było nawet fajnie.
Aha, po szóste obowiązkowe jest dobre nastawienie (wiadro melisy i garść proszków uspokajających tez robi swoje).
Działkowy update - relacje z listopada
Wiem, że miesiąc się jeszcze nie skończył, ale czuję w kościach, że niedługo zamkniemy sezon działkowych wyjazdów. Właściwie to nie MY tylko mąż. Ja (osobiście) byłam na działce raz, wielce sfochowana, w sumie nie wiem czemu. (a własnie że wiem). Może wolałabym posiedzieć w luksusowym hotelu przy kominku, w jakimś SPA, a nie z termosem w ręku, szczękając zębami.
Zimno jest na zewnątrz i w środku, nawet przy grzejniku, ciemno jest i deszcz pada i wiatr w oczy.
(jeśli wiecie o co mi chodzi).
Listopad upłynął na wykończaniu domku w środku i dopracowywaniu detali: skrzynki elektrycznej, okna i drzwi. Całość w białych panelach PCV wygląda plastikowo, czyli dokładnie wygląda na to, czym jest, ale to efekt zamierzony. Panele można czyścić, myć dowolną ilość razy i nie straszne są plamy, ślady palców ani przede wszystkim wszechobecna wilgoć. Przypominam, że to jest barak a nie luksusowy hotel.
Lampa nad drzwiami wejściowymi naprawiona i z nową żarówką czeka w gotowości.
Prawdopodobnie przyda się nam dopiero w sezonie 2020 ;) na wieczorne posiedzenia z mrożoną herbatą wśród chmar komarów.
Rzut oka na posesję nie zmącony widokiem kretowisk. To jest to, czego życzę każdemu działkowiczowi. W oddali przy siatce nie widać, ale ja wiem że tam są, moje cztery sosny, winobluszcze i cztery róże pomarszczone. Ciekawe które z nich przetrwają zimę.
Pierwsze porządki za budką "kiblowo-narzędziową". Mąż trochę powycinał rozbujały rokitnik. Dużo tam jeszcze skarbów leży. Tymczasem nie mamy kosiarki/kosy ręcznej, żeby wyciąć chaszcze na działce i za działką. W rogu znajduje się szambo, które musimy zabezpieczyć przed niepowołanymi osobami. Głównie chodzi o nasze wścibskie młode, z głową pełną sianka. No i płot. A właściwie brak płotu. Miło by było z tej strony mieć coś co wyglądem przypomina siatkę, żeby chociaż wilki na spacery nie przychodziły do nas na działkę ;)
Kosiarka do trawy zabezpieczona od spodu, mąż pomalował hammeritem.
A tak wygląda nasze zabezpieczenie drzwi wejściowych. Blacha, dwie sztaby i cztery kłódki. Prawdę mówiąc łatwiej by było wyrwać drzwi z ościeżnicą niż się włamać. To także jeden z powodów dlaczego sama nigdy nie będe tam w stanie wjeść.
Data wpisu: 13.11.2019 Zimno jest na zewnątrz i w środku, nawet przy grzejniku, ciemno jest i deszcz pada i wiatr w oczy.
(jeśli wiecie o co mi chodzi).
Listopad upłynął na wykończaniu domku w środku i dopracowywaniu detali: skrzynki elektrycznej, okna i drzwi. Całość w białych panelach PCV wygląda plastikowo, czyli dokładnie wygląda na to, czym jest, ale to efekt zamierzony. Panele można czyścić, myć dowolną ilość razy i nie straszne są plamy, ślady palców ani przede wszystkim wszechobecna wilgoć. Przypominam, że to jest barak a nie luksusowy hotel.
Podłoga wymaga jeszcze trochę wkładu pracy, już jest dużo lepiej, ale ponoć nadal krzywo i klej nie schnie (klej czy akryl, cośtam mąż mówił, ale się nie znam). Ja czekam sobie grzecznie na efekt z wykładziną. Wykładzinę kupiliśmy już we wrześniu i przyjechalismy z nią za pierwszym razem.
Brama wymyta. Wow, nawet nie jest zielona :)!! Mąż jest z siebie bardzo dumny, bo wymył nie tylko bramę, ale również samochód.
Lampa nad drzwiami wejściowymi naprawiona i z nową żarówką czeka w gotowości.
Prawdopodobnie przyda się nam dopiero w sezonie 2020 ;) na wieczorne posiedzenia z mrożoną herbatą wśród chmar komarów.
Rzut oka na posesję nie zmącony widokiem kretowisk. To jest to, czego życzę każdemu działkowiczowi. W oddali przy siatce nie widać, ale ja wiem że tam są, moje cztery sosny, winobluszcze i cztery róże pomarszczone. Ciekawe które z nich przetrwają zimę.
Pierwsze porządki za budką "kiblowo-narzędziową". Mąż trochę powycinał rozbujały rokitnik. Dużo tam jeszcze skarbów leży. Tymczasem nie mamy kosiarki/kosy ręcznej, żeby wyciąć chaszcze na działce i za działką. W rogu znajduje się szambo, które musimy zabezpieczyć przed niepowołanymi osobami. Głównie chodzi o nasze wścibskie młode, z głową pełną sianka. No i płot. A właściwie brak płotu. Miło by było z tej strony mieć coś co wyglądem przypomina siatkę, żeby chociaż wilki na spacery nie przychodziły do nas na działkę ;)
Kosiarka do trawy zabezpieczona od spodu, mąż pomalował hammeritem.
A tak wygląda nasze zabezpieczenie drzwi wejściowych. Blacha, dwie sztaby i cztery kłódki. Prawdę mówiąc łatwiej by było wyrwać drzwi z ościeżnicą niż się włamać. To także jeden z powodów dlaczego sama nigdy nie będe tam w stanie wjeść.
Do zobaczenia następnym razem!
Remont domku - relacje z października
W październiku remont domku trwał pełną parą. Mąż uznał, że podłoga się trochę ugina...
Potem trzeba było zakupić wentylator, który zapewni ciągłą wymianę powietrza, bo w środku pachniało jak w konserwie (tzn śmerdziało). A potem można już było spokojnie przystąpić do układania kabli i montowania ściennych paneli.
Potem trzeba było zakupić wentylator, który zapewni ciągłą wymianę powietrza, bo w środku pachniało jak w konserwie (tzn śmerdziało). A potem można już było spokojnie przystąpić do układania kabli i montowania ściennych paneli.
Data wpisu: 13.11.2019
Krecia robota
Jeśli
kupujesz kawałek ziemi większy niż zmieści się w doniczce, możesz się spodziewać, że pod
powierzchnią są pewni lokatorzy.
Problemów
masz na glowie z tysiąc, bo dach przecieka, albo płot się rozpada, a tu jeszcze
sen z powiek spędzają ci działkowi lokatorzy.
Krety,
bo o nich dzisiaj piszę, przyczyniły się już do zwiększenia ilości siwych
włosów u Męża, żeby nie powiedzieć, że doprowadziły go do obłędu.
Nawet
jeśli chcesz z nimi żyć w zgodzie, to cała krecia trzy-cztero-osobowa rodzinka
może nieźle zszarpać nerwy.
Prawdziwy
kret działkowy niczym nie przypomina miłego Krecika z bajki. Jest on
krwiożerczą istotą z piekła rodem, z zębami jak rekin, a pazurami jak wilkołak.
W
ciągu jednej nocy potrafi zryć ci pół działki, zniszczyć trawnik i skutecznie
zniechęcić do jakiejkolwiek aktywności działkowej.
Może
dlatego Mąż już nie chce budować na działce domku, tylko twierdzi, że nasz
luksusowy barak w zupełności wystarczy.
Znam kilka sposobów jak się kretów pozbyć, jednak wszystkie uważam za nietrafione, przytoczę te dwa które zapamiętałam:
- należy wkładać do kopców śmierdzące rzeczy: łby śledzi (akurat nie mam), główki czosnku, lub spleśniałe cytryny (to akurat może by się znalazło), krety nie lubią smrodu więc prawdopodobnie się wyniosą (lub przekopia się gdzie indziej, gdzie nie śmierdzi);
- należy wbijać w kopce długie pręty i zawieszać na nich puste metalowe puszki, które będą się poruszać na wietrze i wydawać brzęczące dźwięki, tym samym będą denerwować krety (a te oczywiście spakują walizki i się wyniosą);
Powyższe "naturalne" sposoby może by działały, jeśli ktoś na bieżąco reaguje na nowe kopce. Może gdybyśmy mieli ochotę zbierać łby od śledzi i spleśniałe cytryny.......
Mąż próbował mniej humanitarnych sposobów wykurzania kretów, lał do dołków Domestosem i kadził Karbidem, ale bez oczekiwanego efektu. Aktualnie zastawił kilka "profesjonalnych" pułapek, ale również obawiam się, że krety będą raczej je omijać, niż dadzą się złapać.
Mąż próbował mniej humanitarnych sposobów wykurzania kretów, lał do dołków Domestosem i kadził Karbidem, ale bez oczekiwanego efektu. Aktualnie zastawił kilka "profesjonalnych" pułapek, ale również obawiam się, że krety będą raczej je omijać, niż dadzą się złapać.
Smutna
to sprawa, dla kretów, bo się nie chcą same wyprowadzić, i dla Męża, bo się
chłopak stresuje.
Działkę
obok mają całkiem pustą, z drugiej strony mają całe pole do rycia, z trzeciej
strony mają las, a one u nas siedzą jak na ojcowiźnie, jakby
tu właśnie robaki były najtłustsze i najsmaczniejsze.
Mój osobisty i jedyny znany mi, w stu procentach pewny, sposób na wyeliminowanie kretów, to wybetonowanie całego podwórka 😂
W tym wpisie będzie tylko jedno zdjęcie.... pod tytułem "Oczekiwanie"
(to pomarańczowe na środku to właśnie jedna z pułapek)
Aktualizacja - dla tych którzy trzymali kciuki za kreta smutna wiadomość.....
Data wpisu: 07.11.2019
Porządki - uwaga dużo zdjęć
Z nadejściem jesieni zaczął się u nas sezon przedszkolno-chorobowy. Ja z młodym zasmarkani koczowaliśmy na zmianę w łożku pod pierzyną. Mężowi udało się nie zarazić i jeździł na działkę sam, by w ciszy i spokoju kosić trawę, wycinać suche gałęzie i palić ognisko...... i oczywiście remontować naszą budkę.
Będzie dużo zdjęć, kiepskiej jakości, z całej reszty września, głównie z mężowego apatatu.
Dacie radę?
Od strony sosen...... wszystko do wysokości 1,5 metra wycięte ;)
Od strony świerków.... tu się dopiero zaczyna
tuż za świerkami jest żywopłot z grabów, który (nieprzycinany od kilku lat)
skutecznie zagłusza drzewka po naszej stronie płotu
Ognisko....
Przed bramą, za siatką..... skoszone tam gdzie się dało
Te i wszystkie inne wycinki wykonaliśmy (my czyli Staszek) dzięki użyczonej po koleżensku pile.
Koledze bardzo dziękujemy jeszcze raz. Może przeczyta ;)
Prace domowe, kontenerowe, czyli wykańczająco - wykończające.
Sufit prawie skończony, część kabli, mamy lampę sufitową i kinkiet.
Przyszła też paczka, a w niej moje roślinki. Róża pomarszczona i winobluszcz.
Wcześniej wkopałam 4 malutkie sadzonki sosny czarnej. Ciekawe co z tego przyjmie się i doczeka do wiosny. Jeśli ktoś jest ciekawy, to sadzonki kupowałam online w Szkółce Borysławice.
Pamiętam, że tego dnia przyjechałam na chwilę z młodym i moimi Rodzicami.
Staszek wszystko przepięknie uporządkował.
Byli też inni goście - wiewiórki.
Ciąg dalszy wkrótce.....
Data wpisu: 06.11.2019
Takie widoki
Takie mamy widoki działkowe za żywopłotem z grabów. Drzewa są posadzone dookoła posiadłości, którą mamy "za siatką", więc możemy tylko grabić opadające liście. Szkoda takiego widoku .....
Kolejny weekend działkowy jaki pamiętam był upiorny i skończył się zapaleniem zatok, a jego efektem był długi i męczący tydzień kuracji antybiotykiem. Pierwsza wspólna wycieczka do lasu okazała się wielkim fiaskiem. Młody zgubił po drodze czapkę od figurki Lego Lloyda, jego wrzaski było słychać prawdopodobnie w promieniu dwudziestu kilometrów i wypłoszyły wszystkie wiewiórki. Wiecie, te elementy klocków lego mają po 5 mm. Naprawdę, ciężko je znaleźć nawet na dywanie, a co dopiero w leśnym poszyciu.
A tak wyglądał nasz sufit w trakcie prac remontowych. Do konstrukcji kontenera są przymocowane profile stalowe, do nich listewki drewniane, a na tym szkielecie zamocowane są wewnętrzne panele PCV. Tym sposobem mamy zrobiony estetyczny sufit, nie zachądzący wilgocią, niedrogi, w sam raz na działkowe warunki. Przypominam, że to nie jest rezydencja, tylko tymczasowa działkowa budka ze starego kontenera, która docelowo będzie prawdopodobnie składzikiem na narzędzia.
ciąg dalszy wkrótce.......
Data wpisu: 05.11.2019
Urządzamy się
Drugiego działkowego dnia, Mąż działał w domku, aż wióry leciały. Nasza letnia rezydencja przypominała bardziej pole bitwy, niż wymarzony domek. Zerwany sufit, oderwane pół podłogi, wszędzie pełno porozkładanych gratów. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ani że będzie szybko. Nie mówiąc o tym, że na pewno nie będzie tanio.
Oglądam teraz zdjęcia i mam wrażenie, że nie widać na nich ani odrobiny optymizmu ;)
Do zrobienia jest kilka rzeczy (w nastepującej kolejności):
- sufit (z izolacją styropianem),
- elektryka czyli na nowo położenie kabli, gniazdek i kontaktów,
- zapadająca się podłoga, oraz
- do odnowienia ściany.
Nie możemy również zapomnieć o uroczym dwufunkcyjnym domku narzędziowo-toaletowym.
Z widokiem..... godnym pozazdroszczenia....
Tutaj, nawet nie śmiem wybiegać marzeniami w przyszłość.
Prawdopodobnie trzeba będzie wysypać wszystko ze środka na zewnątrz ..... i czekać na jakiś znak z nieba.
Trzeba zająć się również uporządkowaniem zarośli dookoła działki.
Niestety wycinka chaszczy i uschniętych gałęzi uwidacznia braki w ogrodzeniu.
Grabienie liści z warstw zalegających przez ostatnie miesiące (a może lata?) też nie należy do najmilszych zajeć.
Te zdjęcia musiałam obrobić bo były mega niewyraźne, ale widać na nich postęp prac. Malutki, ale zawsze.
I nasze ulubione zajęcie, czyli palenie ogniska cały dzień. Kiedy skończy się utylizacja gałęzi, mam nadzieję, że ognisko będzie rozpalane tylko do pieczenia kiełbasek.
Jedyny uśmiechnięty i pełen entuzjazmu jest Młody. Na działce obok mieszka super kolega sąsiad, z którym można świetnie spędzać czas! A w razie czego, jak jest straszne nudno, to działa internet, można Tacie zabrać telefon i zaszyć się w samochodzie z ulubioną bajką.
Ciąg dalszy juz niedługo.....
Data wpisu: 29.10.2019
Mamy na to papiery
Wiecie co dostałam na urodziny w tym roku?!
Akt notarialny.
Często dostaję nietrafione prezenty, ale na czterdziestkę to musiało być coś z mega przypierdem.
Załóżmy jednak, że połowa działki (na spółkę z mężem) to jednak nasze wielkie wspólne marzenie, zapraszam więc na pierwsze spotkanie z nieznanym.
(To znaczy Wasze pierwsze Czytelnicze, bo my byliśmy tam wcześniej ze trzy razy)
Działka jest położona około 50 km od naszego mieszkania, więc wystarczająco blisko żeby się tam dostać i wystarczająco daleko, żeby zmienić klimat i krajobraz. W okolicy jest jezioro (zarośnięte), las (prywatny) i niewielkie osiedle domków wypoczynkowych zwane Osiedlem Leśnym.
Pierwsza wizyta 07.09.2019.
Zapakowani jak na dwutygodniowy urlop, obowiązkowo z królikiem i doniczką wrzosów do wkopania. W bagażniku pełno, nie wiadomo co się przyda na ten pierwszy raz. Najważniejsze dobre humory i pozytywne nastawienie. I kanapki.
Droga przebiegała pomyślnie, czas zleciał migiem. Umilaliśmy sobie jazdę fałszując na całe gardło cały znany nam repertuar wycieczkowy. Widac po zdjęciach, że miny mamy wesołe, więc chyba myślimy naiwnie, że wszystko się udało i przyszłość zapowiada się optymistycznie.
W domku.... w środku... poprzedni właściciel dużo rzeczy zabrał, na co szczerze liczyłam, w sumie bardzo się z tego cieszyliśmy. Nieliczne pozostałości wyrzucaliśmy i porządkowaliśmy cały dzień. Mój dociekliwy mąż nie wytrzymał i zdemontował nie tylko dekoracje, ale także cały sufit i pół podłogi. Sufit okazał się metalową plytą oklejoną watą szklaną, z zawartością opuszczonego gniazda myszek polnych, więc całe szczęście, że nie został z nami na dłużej.
My - tzn ja i Młody grabiliśmy dzielnie liście i przycinaliśmy gałązki, ale bardzo szybko się zmęczyliśmy. Myślę że duża ilość świeżego powietrza tak na nas wpłynęła. A nie jesteśmy przyzwyczajeni. Szkoda, że nie mieliśmy hamaka ani leżaków, żeby wyciągnąć nóżki i troszkę się zdrzemnąć.
Ciąg dalszy nastąpi :)
Data wpisu: 28.10.2019
Tytułem wstępu
Zawsze marzyłam, żeby mieć dom z ogrodem. Dom z garażem i piwnicą, strychem, zimowym ogrodem, zadaszonym tarasem, widokiem z sypialni na rozległe łąki. Dom właśnie, nawet mały,
a nie działkę.
Tymczasem, właściwie przez złośliwy przypadek, zostałam współwłaścicielką działki rekreacyjno wypoczynkowej. Złośliwy dlatego, że sama znalazłam ogłoszenie, jak wiele innych, i sama podetknęłam ją mężowi pod nos. Jakież było moje zdziwienie, kiedy mąż wyraził nie tylko chęć by ją obejrzeć, co w sumie robiliśmy hobbystycznie od czasu do czasu, ale również chęć żeby ją kupić.
Jak sama nazwa wskazuje działka wypoczynkowa, to twór wymagający wielkiego nakładu pracy, koniecznie w pocie czoła, trudu i mozołu, aby w końcu móc na niej wypocząć. Od niepamiętnych lat ludzie wykonujący na co dzień pracę umysłową, pragnęli oderwać się od nudnej rzeczywistości i choć w sobotę i niedzielę oddać się fizycznym uciechom machania grabiami i dziecięcego pragnienia kopania w ziemi.
Kiedyś, w zamierzchłej przeszłości, kiedy nie było jeszcze weekendów, jeździliśmy z rodzicami na działkę. Działka była pod lotniskiem, a żeby się tam dostać jechało się autobusem, z przesiadką, z wiadrami i kobiałkami, oraz siatką kanapek i termosem herbaty. Nie znano wtedy grillowania i nikt z rodziny nie pił nawet piwa. Wracaliśmy późnym wieczorem obładowani darami drzewek i krzewów owocowych, po czym rodzice, a na pewno Mama, przerabiali je pieczołowicie na kompoty, soki i najbardziej nam znany "dżem z wyciorów".
To wspomnienie pozostało we mnie wywołując...... nie tęsknotę, nie,
ale panikę, zniechęcając skutecznie do jakiejkolwiek działkowej aktywności.
Czyż nie lepiej spędzać wieczory w nastrojowej knajpce?
Wyjechać za granicę na wymarzony urlop?
Zwiedzać z rodziną okolicę bliższą i dalszą?
Po trzykroć nie.
Lepiej kupić działkę.
Ciąg dalszy nastąpi :)
2 komentarze:
Kurcze, ale Ci fajnie.
Ja też się skłaniam ku myśli aby sobie działkę kupić, zwłaszcza że ps by były zadowolone
@Attra może czytając moje kolejne wpisy dzoałkowe nabierzesz pewności, czy u Ciebie to będzie decyzja na TAK czy NIE :)
Prześlij komentarz