Mam dobrą pamięć, a nawet bardzo (ale krótką). Niestety, to co się działo na początku roku pamiętam jak przez mgłę. A może staram się wyrzucić z pamięci. W styczniu i lutym sporo chorowaliśmy, a w marcu zaczęła się przebrzydła pandemia i ogloszono "lockdown". Jak widać na załączonych zdjęciach, każdą wolną chwilę spędzaliśmy na działce. Przynajmniej tam nie trzeba było chodzić w maseczkach ani w lesie ani na podwórku. Kilka razy zabierałam ze sobą w podróż akt własności, żeby nas policja nie cofnęła na osiedle. Ani trochę mi nie było do śmiechu.
Na którą wdrapywał sie po płocie. Bilans - jedna dziura w kurtce.
Albo pianki, juz nie pamiętam co to było, ale chyba było fajnie!
W każdym razie ognisko dymiło kilka razy, a Stachu delktował się wrzątkiem z termosu.
Kiedy wszystkie okoliczne liście opadły, pomiędzy gołymi gałęziami świeciło słońce.
A jak już nie było nic do grabienia, Mąż zaczął myśleć o nowej kosiarce ;)Chociaż nie było prawdziwej zimy, takiej ze śniegiem i mrozem
mogliśmy cieszyć oczy takimi widokami.
A za domkiem nadal pierdolnik do uprzątnięcia......
Na zdjęciu ja studiuję opisy na paczkach nasion, naiwnie sądząc że coś z tego wyrośnie.
(Regały z Leroy Merlin do samodzielnego złożenia)
W końcu nie musimy trzymać gratów na podłodze.
Taki porządeczek wytrwał mniej więcej.... tydzień.
Wykładzinę kupiliśmy z pół roku za wcześnie.
Tu na zdjęciu jakieś poprawki podłogowe, wykładzina pcv powinna poleżeć na podłodze
a my od razu postawiliśmy na niej regały, więc się wybrzuszyła w kilku miejscach.
prężył bicepsy w samym podkoszulku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz