Sobotni poranek postanowiłam spędzić oddając się umiarkowanie niewyszukanym przyjemnościom. Kawka, jajecznica na śniadanie, czyszczenie kuwety, odkurzanie podłogi, trzy prania. Spacer jeśli wyjdzie słońce. Małe zakupy jeśli będziemy mieli na coś specjalnego ochotę.
I jeśli akurat nie wyjadą czołgami na ulice i nie pozamykają nas wszystkich w domach.......
Wiecie, że przez te niehandlowe niedziele runął mój światopogląd i nadal nie mogę się podnieść.
Sobota to był zawsze dzień na szmacie, pranie, sprzątanie, mycie okien, zmiana pościeli, szorowanie kibla. A w niedzielę mogłam spokojnie iść polansować się w galerii lub mojej ulubionej Ikea ;)
(tzn pierw Ikea, obiad, kawka, potem jak jeszcze zostały mi jakieś drobne w kieszeni mogłam kupić sobie skarpety).
Teraz w sobotę od rana kombinuję o której otwierają Biedrę, żeby było jeszcze miejsce na parkingu. Muszę zrobić zakupy we względnym spokoju nie wyrywając innym z rąk ostatniej siatki kartofli. W międzyczasie zastanawiam się co miałam jeszcze kupić po pracy w tygodniu, a nie kupiłam bo nie mogłam dojechać do sklepu przez cholerne korki. Potem trzeba wywiesić te 3 pralki, ogarnąć bajzel, pobawić się w dom i pogłaskac kota.
Bo w niedzielę to z rana do kosciółka, ani sprzątać nie wolno, ani pracować nie wolno (przyzwoitemu katolikowi), ani na spacer bo tylko w maseczce, ani w odwiedziny do babci bo COVID, ani do knajpy bo już i tak mi kasy nie starczy na życie, a to dopiero "dziesiąty".
Idę sobie na sofę, podziergam szalik i mi przejdzie humor na dalsze żarty ;)
Albo wiecie co.... zamiast tego wszystkiego...... pojedziemy na działkę!!!
A to zdjęcia z wrześnowego jeszcze spaceru po dzialkowej okolicy.
Aż nie wiem czy publikować, bo od razu się zlecą tłumy spacerowiczów, a tam jeszcze jest taki spokój, cisza, ludzi jak na lekarstwo ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz