Kontynuując blogowe tematy o oszczędzaniu i domowym budżecie, postanowiłam przyjrzeć się wydatkom na prąd, wodę i ogrzewanie. Czy mieszkając w bloku mam jakiekolwiek szanse, aby te wydatki zmniejszyć? Coś czuję, że będzie to kolejny wpis, którym nie odkryję Ameryki. Nie chciałabym powielać bzdurnych rad typu "zmień żarówki na energooszczędne", czy "rzadziej spuszczaj wodę w kiblu", bo to do niczego nie prowadzi. Gotujemy, pieczemy, odkurzamy, używamy laptopów, telefonów, czajnika, sokowirówki, zmywarki i suszarki. Korzystamy z wszystkiego rozsądnie, normalnie i prawdopodobnie jak każdy z Was. Wiem, że przecież nikt nie robi w mieszkaniu dyskoteki z pulsującymi światłami ani nie leje non stop wody, ani nie wychodzi z domu zostawiając rozkręcone do oporu zawory na grzejnikach. Prawda? I tak, i nie. Zdarza się, że młody nie zgasi światła w pokoju, zdarza się (nader często), że codziennie pluskamy się w wannie pełnej wody, zdarza się, że puszczam 3 pralki i 4 płukania do każdego prania, zdarza się, że stary nie zakręci kaloryfera w salonie i pojedzie w siną dal na cały dzień. Takich strat teoretycznie powinniśmy unikać, ale realnie... serio? Ktoś będzie stał i cały czas nas pilnował?
Energia – czyli nasz ukochany prąd, bez którego w zasadzie nasze życie nie miałoby sensu. Światło po zmroku, wszystkie urządzenia elektryczne, w tym winda i domofon. Jak to jest, gdy nie można sobie ugotować wody na herbatę? Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie będę musiała sprawdzać, jak to jest bez prądu.
Wydawałoby się, że nic innego nie robię, tyko oszczędzam, a po wynikach w tabelce wcale tego nie widać. Gdy rząd poinformował nas o progu zużycia energii w ilości 2000 kWh na gospodarstwo domowe, ze zdziwienia wyszły mi oczy na wierzch. Niższych wartości nie widziałam od 2018 roku. Od czasu pandemii, lockdownów i zdalnej nauki i pracy siedzimy w domach i generujemy koszty. W 2023 zużycie jest tylko minimalnie mniejsze niż w roku ubiegłym, ale ogólnie tendencja zużycia prądu jest jednak wzrostowa, choć nie mamy telewizora, kina domowego, rzutnika ani konsoli. Faktem jest, że zdalna praca mojego męża też nie przyczynia się do oszczędności. Aby sprawdzić moją teorię musiałabym go jednak wyeksmitować z domu. Ewentualnie dokładniej przeanalizować zużycie prądu w naszym mieszkaniu. Kiedy powiedziałam, że firma powinna mu dokładać do rachunku za prąd, to mnie wyśmiał.
Woda - kiedy przyglądam się zużyciu wody, mam wrażenie, że nasza łazienka to SPA, a woda się leje dzień i noc jak z Niagary. Nic bardzie mylnego. Z kranówki korzystamy rozsądnie, piorąc i zmywając w miarę potrzeb. Próbowałam, uwierzcie prać rzadziej, ale góra prania nie robiła się mniejsza. Przeginamy czasem z kąpielami, bo mamy tylko wannę, ale nie napełniamy jej po brzegi, a nie mamy prysznica. Mycie włosów nad wanną i szybkie mycie słuchawką zmniejszyłoby może zużycie, ale co z komfortem życia? Kiedyś trzeba będzie sprawdzić. Przecież nie myję samochodu ani nie napełniam kranówką basenu.
Ogrzewanie - tu trudno o czymkolwiek konkretnym napisać. Mi ciągle gorąco, staremu ciągle zimno i przeciąg. Ja otwieram okna i zakręcam kaloryfery, on na odwrót. Atmosfera jest czasami duszna, aż nie do zniesienia. Oczywiście wszystko zależy od temperatury na zewnątrz, wiadomo że zimą musi być zimno, więc jak jest zimno to grzejemy. Nie zaobserwowałam jak dotąd żadnych spektakularnych oszczędności na tym polu. Niestety nie nagrzeję kominkiem ani nie rozpalę ogniska.
Porównując zużycie wody i ciepła na ogrzewanie, widać że mamy tutaj zarówno wzrost kosztów o 1/4 jak i wzrost poboru. Nie wiem dlaczego. Nie potrafię skojarzyć czy są ku temu jakieś bezpośrednie przesłanki, przekładające się na większe zużycie.
Reasumując, jak w temacie postu, wydaje mi się że oszczędzam, a wcale nie oszczędzamy, a może tylko ja oszczędzam a reszta nie. Prawda jest taka, że czuję się zobowiązana stać nad każdym i przypominać, i prosić, nie lej tyle wody, wyłaź z wanny, zgaś światło jak wychodzisz z pokoju, nie stawiaj wkoło czajnika z wodą, używaj pokrywki gotując, piekarnika nie wyłączyłeś....... Jestem też koszmarnie zmęczona tym "Daj mi spokój..." i "a bo ty ciągle.......". Można sobie planować jedno pranie dziennie, a potem dziecko się wytapla w błocie, a kot zarzyga pościel, kartofle wykipią a stary nie wyłączy piekarnika i to będzie znowu moja wina. Ile faktycznie oszczędzimy? W dupie takie oszczędności. Faktycznie, jeśli deweloperka nadal będzie się rozwijała w tym kierunku, żadnych oszczędności dla mieszkańców w budownictwie wielorodzinnym nie będzie.
1 komentarz:
niestety wszystko poszło w górę
Prześlij komentarz