Przyroda czasami potrafi zaskoczyć. Tam, gdzie się akurat nie spodziewam wyrasta to, czego nie zasadziłam, albo o czym przynajmniej zapomniałam. W ubiegłym roku popisałam się ignorancją, wkopując wszystko zbyt blisko siebie i w rezultacie pod koniec lata miałam przytłaczający busz kolorowego zielska - z przewagą koleusów. Bzyczące trzmiele były zachwycone wyborem kwitnących na niebiesko ziółek, szczególnie przypadła im do gustu bazylia. Lawenda i perovskia w tym miejscu się akurat nie sprawdziły, a driakiew wyglądała ładnie tylko przez chwilkę.
Dla porównania - w tym roku jest porządeczek. Duże prawdopodobieństwo, że wyrwałam niechcący jakąś wieloletnią bylinkę. Zobaczymy co latem wyrośnie, bo oczekiwania mam spore i na pewno zrobię szczegółowe podsumowanie tego co wkopałam w kwietniu i maju.
Z zaskakujących roślinek, polecam Pysznogłówkę. Ta koleżanka wyrosła w ubiegłym roku z mojej osobistej, prywatnej rozsady z nasionek parapetowych i już widziałam spore krzaczki, więc może będzie jej u nas pod płotem dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz