Prawdopodobnie kojarzycie jak zmieniają się tytuły amerykańskich filmów wchodząc do polskich kin. "Dirty dancing" zmienia się na "Wirujący seks", "Ask The Dust" - "Pytając o Miłość", a "Eternal Sunshine of the Spotless Mind" - "Zakochany bez pamięci". Zastanawiałam się, dlaczego "Zero waste home" przetłumaczono na "Pokochaj swój dom". Polkom (i Polakom) wszystko musi się kojarzyć z miłością, wtedy się lepiej sprzeda. Bo książka niewątpliwie została skierowana do kobiet. Przecież to one zajmują się sprzątaniem ;) szczególnie przed świętami.
Szkoda, że nasze wydanie ma również zmienioną okładkę. Na fali promowania się z herbatą w zdobionej filiżance, pod kocem z wełny czesankowej, z rasowym kotem na kolanach, czy sprzeda się książka o sprzątaniu i o bez-śmieciowym życiu? Książka, która wytyka nam nadmiar ciuchów, marnowanie jedzenia i miliona wszelakiej maści gadżetów w każdej sferze życia? Książka, która pokazuje jak się zachłysnęliśmy zachodnim stylem życia, paczkowaną żywnością i bielonym papierem toaletowym?
Czy moje młodsze koleżanki i koledzy pamiętają
szalone lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte?
Jak chodziło się z mamą do warzywniaka z siateczkową torbą na zakupy wykonaną z żyłki, albo taką z plastikowymi okrągłymi uchwytami? Sprzedawczyni (w gustownym fartuchu) wybierała ziemniaki ze skrzynek szufelką i ważyła na wadze szalkowej? (tak, fartuchy były modne za sprawą pewnego czechosłowackiego serialu "Kobieta za ladą"). Chociaż ziemniaki głównie zimowały w piwnicy. Ryż i cukier i mąka były sprzedawane w papierowych torbach, a chleb nie był foliowany, boszzz zero higieny. I nie było lodów w pojemnikach. Calipso nie zawsze były w sklepie, a do lodziarni można było iść z termosem.
A Mama kupowała wafelki na wagę.
Papier toaletowy występował tylko w szaro-burej wersji, obcierającej tyłek. Można było oddać makulaturę do skupu i otrzymywało się papier, czasem jednak trzeba było używać starej zmiętolonej gazety (tak,serio)?
Weekendy spędzało się na działce. W sumie to nie było kiedyś weekendów tylko sobota i niedziela. W sobotę zbieraliśmy porzeczki na działce, żeby całą noc je skubać i wekować. Albo śliwki na powidła, albo ogórki, albo pomidory. A z działki musieliśmy wracać z wiaderkami i kobiałkami autobusem, bo nie mieliśmy samochodu.
W piwnicy leżały nasze stare zeszyty, książeczki, gąsiory do produkcji domowego wina, wszystkie potrzebne rzeczy których szkoda było wyrzucić, bo może się jeszcze przydadzą. Uwierzycie, że większość nowo wybudowanych mieszkań nie ma teraz wcale piwnic?
W kuchni nie używało się ani plastikowych pojemników, ani woreczków, a śmietnik wykładało się starymi gazetami, a nie workiem. Mama pakowała kanapki w papier śniadaniowy, a do sprzątania używała zwykłych ścierek kuchennych.
Większość ciuchów dostawało się po starszym rodzeństwie lub kuzynostwie, a prawie każda mama miała maszynę do szycia, przerabiała urania, naszywała łaty, cerowała skarpety. Rajstopy zanosiła do repasacji gdy puściły oczko, a buty do szewca i nie było wstyd chodzić do pracy dwa dni pod rząd w tych samych spodniach.
Tata potrafił sam wykafelkować łazienkę i zrobić co najmniej połowę mebli w domu, bo nie było IKEA ani pieniędzy.
Pamiętacie?
Kiedy nie było baterii z mieszaczami i był osobny kurek na ciepłą wodę i na zimną..
Kiedy zamiast żreć suplementy jadło się owoce i warzywa i czosnek i syrop z cebuli i na katar była maść majerankowa i sok z malin? Pamiętacie?
I smarkało się w szmaciane chusteczki do nosa. Wyprane i wyprasowane.
Kiedy nie wszyscy mieli telewizory, telefony, auta, kiedy nie było komputerów i komórek?
Kiedy nie było mikrofalówek, zmywarek, wypasionych piekarników?
Ja pamiętam doskonale. Pamiętam kiedy pojawił się płyn Coccolino, który tak pięknie pachniał. I telewizja kablowa. Lalki Barbie, MTV. I internet i telefony komórkowe. I galerie handlowe i sklepy internetowe.
Czemu nie zauważyłam jak szkodliwy staje się mój tryb życia? Czemu nikt mi nie powiedział, że zmiany idą w złą stronę? Dlaczego wciąż staram się by moje życie było wygodniejsze nie patrząc na nic ani na nigogo?
Nie do pomyślenia ile teraz marnujemy i wyrzucamy. Ile worków foliowych i opakowań znosimy do domu po każdych zakupach w Biedronce. Nie do wiary ile mój syn ma ciuchów i zabawek, a ja kosmetyków i lakierów do paznokci (których nie używam).
Z podstawami wyniesionymi z domu, od naszych Rodziców i Dziadków powinniśmy być mistrzami w życiu "Zero Waste". A musimy się uczyć wszystkiego od nowa. Kiedyś byliśmy bardziej "Zero Waste", a może to ja po prostu byłam dzieckiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz