środa, 28 marca 2018

Balkonowy pierdolec

Na początku marca odzywa się mój "balkonowy pierdolec" i zaczynam wertować internetowe sklepy z sadzonkami strona po stronie. Kwiatek po kwiatku. Listek po listku. Po upływie około miesiąca mam całkiem sporą bazę zdjęć na Pintereście i długą listę zakupów. Prawdopodobnie wystarczyłaby na obsadzenie pokaźnego ogrodu. Niestety moje zdolności ogrodnicze kończą się na odbiorze i rozpakowaniu paczki od kuriera.




W zeszłym roku wykończyłam pokaźną liczbę roślinek. Część przez niewiedzę, część przez niedbalstwo, część przez zęby kota. Nie jestem z tego dumna. Niestety nie każdy balkon nadaje się do upraw, nawet tych doniczkowych.




Nasz balkon jest w kształcie trapezu, a może deltoidu....... na pewno jest to jakiś "kopnięty" czworokąt. Mamy metalowe, malowane na czarno, przeszklone balustrady i podłogę z szarej terakoty.
Balkon jest od strony wschodniej, więc możemy liczyć na słońce maksymalnie do godziny 11, przy czym pełna ekspozycja na światło jest tylko na balustradzie. Widok z balkonu jest częściowo na sąsiedni blok, a częściowo na jabłoniowy sad. Choć to za dużo powiedziane. Na kilka drzew.
Specyficzne położenie naszego mieszkania w bloku, zbudowanego na kształt podkowy, powoduje również silne zawirowania powietrza ..... takie, że często wiatr przewraca nam nawet większe przedmioty.



Roślinki wystawione na podłodze tuż przy szybie będą się czuły jak w spalonej słońcem szklarni. Z jednej strony popalone liście, z drugiej przegniłe korzonki. Kwiatki na balustradzie muszą być odporne na silne porywy wiatru i strugi deszczu lejące się z balkonu piętro wyżej. Roślinki postawione w cieniu przy ścianie prędzej czy później zwiędną z braku słońca.
Ale wiecie co, to i tak nic w porównaniu z naszym poprzednim balkonem, na którym temperatury dochodziły do 60 stopni, gdzie przez wiele lat nie miałam nic zielonego. Mój aktualny balkon to dla mnie i tak raj.

Gdzie kupowałam roślinki: pierwsze zeszłoroczne ziółka kupiłam na aukcji allegro, dwa zamówienia zrealizowałam w sklepie internetowym Albamar, resztę kupiłam ze szklarni na Morenie i stacjonarnych sklepów ogrodniczych.
W tym roku: sprawdzę co słychać na giełdzie kwiatowej w Gdańsku przy ulicy Elbląskiej.
Co się sprawdziło: pelargonie, bakopa, mini goździki, żuraweczki, szczepiona na pniu lawenda, żeniszki. Z ziół tymianek i oregano.
Co się nie sprawdziło: długo by wymieniać, ale cała reszta począwszy od mięty, pietruszki (plesń),  skończywszy na daliach, a nawet lobeliach. Zimujące na parapecie w domu rojniki chyba nie dożyją lata. Na pewno szybko marniały mi kwiatki z marketów i dyskontów, albo pożerały je mszyce.
Na co jeszcze czekam: czy odrodzą mi się na wiosnę tawułki i hortensje.
Co mam na swojej liście w tym roku: kocimiętkę, floksy, rozchodniki i szałwię.
O czym marzę: o clematisie, którego prawdopodobnie wywieje pierwszy wiatr i o lilaku i winobluszczu.
Nie mogę się zdecydować: czy w skrzynkach na balustradzie posadzić pelargonie (skoro sprawdziły się w zeszłym roku) z werbeną, czy może petunie albo surfinie, a może stokrotki afrykańskie.







Moja rada dla początkujących balkonowiczów: nie kupujcie wszystkiego co wam wpadnie w rączki.  Skupcie się na dwóch - trzech prostych w obsłudze roślinach. Poznajcie ich potrzeby i choroby. Znajdźcie czas aby się nimi przyzwoicie zaopiekować..... albo skończycie jak ja ;)

Brak komentarzy: