A których nie znajdziecie we wnętrzarskich gazetach, na
blogach i pinterście.
Trochę przydługi tytuł mi wyszedł, ale założę się że i tak
nie domyślacie się o co mi chodzi.
- Pralka – również w stanie codziennego użytku, 6 prań w tygodniu z podsuszaniem, może udałoby się ją schować w zabudowanej szafie… gdyby było miejsce, ale nie polepszyłoby to wygody jej użytkowania. Idąc za ciosem – suszarka na pranie, albo dwie. Ja mam dwie. Ciągle rozstawione w mieszkaniu, bo przecież w bloku nie mamy suszarni. Suszące się ubrania obrzydzają innym widok na balkonie. Tym wrażliwcom. W końcu nie wszystko jestem w stanie wysuszyć w suszarce, a przynajmniej nie jednocześnie. Kiedyś były popularne linki do suszenia montowane nad wanną, albo na balkonie, nie było to ładne, ale praktyczne jak najbardziej.
- Nadal w temacie brudnych skarpetek – kosze na pranie. Jeśli myślicie, że przy energicznym czterolatku wystarczy ładny kosz, to się grubo mylicie. Trzeba mieć duży sorter na białe, czarne, kolory, ciemne, jasne, pościel, ręczniki… zwariować idzie. Gdzie to trzymać pytam? Nie wyobrażam sobie takiego otwartego kosza… a tam moje koronkowe majty na wierzchu…..
- Rzeczy waszych zwierzątek - skoro już jesteśmy w łazience. No nie da się tego ukryć. Skoro jest kot, to i na kuwetę musi być przeznaczone zaciszne miejsce. I skoro już przy kocie jesteśmy – miski i drapak. Koce, kocyki, legowiska. Obdrapane fotele. Ciężko zrobić zdjęcia tak, aby któreś nie mieściło się akurat w kadrze. Ale nie każdy ma psa albo kota.
- Zabawki – fascynuje mnie zdolność kupowania zabawek idealnie wpasowujących się kolorystycznie we wnętrze. Kreowania przestrzeni w pokoju dziecka już od wczesnego niemowlęctwa. U mnie mimo wielu starań nigdy nie nastąpi zgranie zabawkowo – przestrzenne.
- Kosmetyki – mam ostatnio takie marzenie, żeby w mojej łazience było tylko jedno mydło, jeden szampon, jeden balsam do ciała i jedna pasta do zębów. Familijne. Dla użytku całej rodziny. Tymczasem wszystko stoi na wierzchu, kurzy się, lepi i straszy. I szczoteczki do zębów. I półmokre ręczniki. Takich widoków też nie znajdziecie w czasopismach.
- Kable – moja zmora. Od czasu kiedy mąż nabył biurko i wstawił je do salonu, nie mogę się ich pozbyć. Brak kabli jest możliwy tylko i wyłącznie jeśli ktoś ma prąd na wifi. Takie rozwiązanie widziałam w jednym z odcinków serialu Dracula (z Jonathanem Rhys Meyers). Wraz z mężowymi nogami na parapecie muszę zaakceptować i biurko i dyndające kable. Pozdrawiam również wszystkich właścicieli telewizorów, skrzynek i centralek telekomunikacyjnych, alarmów i kratek wentylacyjnych w najmniej odpowiednich wizualnie miejscach.
- Pościel – za każdym razem kiedy widzę zdjęcia sypialni (cudzych) w artystycznym nieładzie, zastanawiam się dlaczego u mnie pościel wygląda jak po przejściu tornada. Nie potrafię ułożyć tak kołdry i poduszek, że niby niedbale, ale chaos jest jednak pod kontrolą. U mnie zawsze jest rykowisko, bajzel kolorystyczny, pogniecione powłoczki i kocie kłaki w ogromnej ilości. Sorry, ta pościel nawet jak jest biała… to nie jest biała ;)
- Ścierki, ręczniki i papier toaletowy. Zauważyliście, że nigdzie ale to nigdzie nie ma inspiracji jak elegancko zawiesić ścierkę na kaloryferze, ale często znajdziecie je niedbale rzucone koło talerza z sałatką. Nie znajdziecie też informacji gdzie postawić rolkę z papierem, i dlaczego zabudowa sedesu to nie najlepsze miejsce, choć tam najczęściej i najszybciej można go znaleźć.
- A teraz spytajcie proszę swoich mężów, gdzie trzymają narzędzia? Jeśli oczywiście nie macie garażu z warsztatem.
To nie są „te rzeczy”, nazwijmy je głośno, to: odkurzacz,
pralka, suszarka na pranie, deska do prasowania, kosz na brudne ubrania, kable
i kocia kuweta.
O tym trzeba mówić i pokazywać. To tak jak masywne uda czy
cellulit, czy plus size. One nie istniały dopóki media społecznościowe nie
pokazały, że jednak istnieją.
Wtedy pojawiły się nawet w telewizji śniadaniowej ;) piszę
to oczywiście z wielkim przymrużeniem oka. A nawet obu. One po prostu są,
rzucają się w oczy i nie dają o sobie zapomnieć.
Nie ukryjemy ich w małym mieszkaniu, bo najczęściej nie ma
gdzie. Chyba że się bardzo mocno postaramy (ale o tym w następnym odcinku).
Nie ważne jak designerski będą …. nie będą dobrze wyglądać
na Instagramie…… ale przecież nie musimy się tym przejmować ;)
2 komentarze:
Fakt, kocia kuweta, pralka czy suszarka zdecydowanie nie jest instagramowa :D Ale te wszystkie zdjęcia są takie ładne, wymuskane, jakby nikt tam nie mieszkał :D
@Attra, bo pewnie nikt w tych instagramowych chatach nie mieszka. Chociaż moja sąsiadka z bloku jest znaną blogerką wnętrzarską. Ale nie robi zdjęć jak ma pranie na tarasie ;)
Prześlij komentarz