piątek, 31 marca 2017

Koci punkt siedzenia - nowe meble w domu.

Przeprowadzka dla każdego z nas jest dużym obciążeniem zarówno fizycznym jak i psychicznym.
Nawet jeśli tego nie odczuwamy bezpośrednio, to nasz organizm musi się przyzwyczaić do miejsca, nowego widoku za oknem, innego układu mebli.
Nasza mózgownica musi dostosować się do nowego porządku, zmiany miejsca przedmiotów codziennego użytku i tych których używamy rzadko.
Podobnie jest z kotem. Gdy już znajdzie swoje miejsce w nowym mieszkaniu, zapozna się z wszystkimi kątami, wsadzi nochal za sofę i wlezie za łóżko, powinno być już dobrze.
Otóż wcale nie moi kochani. Wcześniej pisałam o przeprowadzce z kotem, nie sądziłam jednak, że u kota czas i przyzwyczajenie jest czymś innym niż dla nas, ludzi.



Nie wiem jak to jest że czas u kota biegnie inaczej. Nasz Kot, jako kot jedynak, niewychodzący, nie spieszy się do pracy, nie ma terminów które wiszą mu nad głową.
Już 3 lata nie może się przyzwyczaić do wrzasków Dzidziusia. W mojej nieświadomości nie podejrzewałam, że teraz nawet każdy nowy mebel będzie dla niego wielkim przeżyciem.
Wczoraj usiłowałam zrobić kilka zdjęć nowego biurka i oczywiście wpadłam na genialny pomysł, że kot na biurku będzie idealnie wyglądał.
Igor sam z siebie nie miał absolutnie ochoty tam włazić i z bezpiecznej odległości wyspy kuchennej obserwuje cały pokój.
Niestety, gdy usiłowałam go na biurku usadzić, wyślizgnął mi się z rąk, bo chciał uciec i boleśnie mnie podrapał w obie dłonie.

Nigdy nie zmuszajcie swoich kotów do włażenia tam, gdzie nie mają ochoty. Jeśli kot zdecyduje się za pozować do zdjęcia, bądźcie gotowi z aparatem.
Bądźcie obserwatorami. On ma prawo się bać, ma prawo nie chcieć, ma prawo być nieufny. Nie umie wam tego powiedzieć, ale to Wy musicie widzieć, kiedy jest właściwy czas.
Kot to nie modelka na wybiegu. ;) Polujcie na dobre ujęcie tak samo jak na dobre światło. Nie zmusicie promyków słońca aby świeciły tam gdzie wy chcecie.

W przeciwnym razie dorobicie się jedynie śladów pazurów na obu rękach. Tak jak ja właśnie... niepotrzebne to było. Trzeba uczyć się na własnych błędach. A zdjęcia i tak są nieostre i poruszone :P

 

Niestety jeszcze nie mamy drapaka z prawdziwego zdarzenia, ale chciałam Wam pokazać wiklinowe podkładki. Takie zwykłe stołowe, pod talerze. Jedna stoi pod miseczką z chrupkami, doskonale się tam sprawdza, bo chrupki się nie roznoszą po całym mieszkaniu. Druga służy za drapaczkę do pazurków. Gdy się ubrudzą, można je odkurzyć i wypłukać we wrzątku. Igor najchętniej drapie właśnie na blacie kuchennym. Może tutaj czuje się bezpieczny, bo Dzidziuś go tu nie zaczepia. W innych pokojach miałam porozkładane te podkładki i nie widziałam żeby się nimi interesował. Niestety nadal drapie nam dywan ;)

środa, 29 marca 2017

Biurko idealne BEKANT (ciekawe dla kogo?!)

Wracając do tematów około-dezajnerskich, o urządzaniu wnętrz, bo o tym właśnie ma być z założenia niniejszy blog.



Mój S. jest osobą, która uparcie dąży do celu, niczym kropla drąży skałę, On dręczył mnie pragnieniem posiadania profesjonalnego biurka,
gdyż uważa się za profesjonalnego projektanta (czy tam konstruktora).
Ja, jak przystało na #Żonę Inżyniera, mam miękkie serce, i mimo że kategorycznie nie chciałam się na to zgodzić przez długi czas …
no sami wiecie jak to się skończyło.
Biurko stoi w salonie.
Mimo że jest wielkie, brzydkie, do niczego nie pasuje,
Że teraz nie ma nawet miejsca na sofę,
Że nie wiadomo jak to coś paskudne zasłonić.
No i generalnie mój wielki plan jak ładnie urządzić mieszkanie legł w gruzach.
Zesrał się.
No jest dupa.
Teraz jeszcze wielki drapak dla kota za milionpińćet i wszyscy będą zadowoleni.

A ja?!!!!
„No po co ci wiklinowy fotel na balkon”
„Telewizor? przecież i tak nie masz czasu oglądać” (no teoretycznie to nie powinnam mieć, tylko iść do garów/prania/prasowania itd.)
„E co ty, toaletka w sypialni?! A w ogóle co to takiego”
„Kwiatki, weź przestań i tak kot zeżre”
No mniejsza z tym……

Poprzednio nie napisałam Wam co to takiego to Wymarzone Biurko z Ikea.
Sen każdego projektanta na dorobku (Wiecznym).
No nikt mi za to nie płaci, ale napiszę.

To BEKANT biurko siedząco – stojące.

Główne cechy produktu:
- Bezpłatna gwarancja 10 lat. Warunki gwarancji znajdziesz w broszurze........ Lecz Inżynier nie potrzebuje broszurki ani do montażu ani do naprawy. A będzie chciał naprawić sam. I zepsuje. Trzeba mu każdą naprawę wybić z głowy i dzwonić po serwis. 10 lat.
- Wysokość blatu można dostosować elektrycznie w zakresie od 65 do 125 cm, aby zapewnić ergonomiczną postawę przy pracy............. Syn Inżyniera w wieku 3 lat umie bez problemu obsługiwać dostosowywanie wysokości. To na korbę w sklepie też.
- Zmiana pozycji z siedzącej na stojącą i na odwrót zapewni ci trochę ruchu, a w konsekwencji poprawi samopoczucie i zwiększy efektywność pracy........ Przyciskanie klawisza + i – jest faktycznie sporą dawką ruchu. O ile będziesz się w stanie oderwać od roboty.
- Powierzchnia z okleiny jest wytrzymała, odporna na plamy i łatwa do utrzymania w czystości........ O ile znajdziesz wolny kawałek blatu do sprzątania, pomiędzy kablami, stacjami dokującymi, trackpadami czy innymi akcesoriami, nie zapominajmy o szklankach i kubkach.
- Łatwo można utrzymać biurko w czystości i porządku dzięki siatce do prowadzenia kabli pod blatem stołu........... Patrz wyżej. Kable pod biurkiem to tylko 50% kabli. Tak czy siak jest ich dużo.
- Głęboki blat zapewnia obszerną przestrzeń do pracy i pozwala siedzieć w odpowiedniej odległości od monitora.......... Każdy blat zostanie zastawiony, niezależnie od wielkości.

Przemyślenia #Żony Inżyniera:
- Jedyny plus blatu to zaokrąglone krawędzie. Dziecko nie walnie się głową o kant. A w najwyższym położeniu nawet do niego nie dosięgnie.
- Niestety dziecko ciekawskie będzie starało się, w każdy możliwy sposób, na nie wgramolić. Po sofie, po parapecie, aż spadnie i obije tyłek.
- W najwyższym położeniu nie można puścić dziecku bajek na laptopie. Klucz do ustawiania wysokości mąż Inżynier gdzieś znowu schował.
- #Kot Inżyniera uważa, że na biurko można wskoczyć nawet gdy jest w najwyższej pozycji. Skakanie doskonale rozwija mięśnie i wzmacnia pazury, a kocie kłaki rewelacyjnie widać na każdej powierzchni blatu.


Zdjęcia ze strony IKEA. Nasz model ma wymiary 120x80.


Do tego cudownego biurka można dokupić równie uroczą "ściankę" z burego filcu.
Ale jakoś nie mogę się zdecydować. Chyba jednak co za dużo to niezdrowo ;)
Tak powinien wyglądać nasz kącik do pracy... więcej w następnym poście :)


#ŻonaInżyniera - Być (albo nie być) to musisz wiedzieć ;)

Jeszcze w ubiegłym stuleciu największym ryzykiem, które mogła podjąć panna na wydaniu, był związek z artystą, poetą lub malarzem.
Kobieta musiała być jednocześnie romantyczna, zwiewna by być dla partnera muzą, natchnieniem,
a ponadto silna i samowystarczalna, gdy jej wybranek artysta miał akurat wenę twórczą, a małżonkę w nosie.
Dzisiaj, a nie każda o tym wie, równie niebezpiecznym, co lekkomyślnym jest małżeństwo z inżynierem.
Inżynierowie, projektanci i  konstruktorzy wszelakich branży przemysłu to najgorzej uposażona i najsłabiej wspierana grupa jaką znam.
(Nie licząc tych wyjątków od reguły, którym się akurat powiodło i tych którzy wyjechali za granicę.)



Nie każdy wie, że praca Inżyniera to w prawie 100% twórcza praca koncepcyjna.
(Sama wiem, bo z wykształcenia również jestem inżynierem, chociaż życie się tak ułożyło że pełnię jedynie funkcję wsparcia jako Pani Inżynierowa.)
Praca koncepcyjna, polegająca głównie na obmyślaniu różnych skomplikowanych konstrukcji, obliczeń w pamięci i gryzmoleniu na kartce,
bardzo często odbierana jest przez osoby postronne jako marnowanie czasu.  (Bo wygląda jakby Pracujący oglądał filmiki i gapił się w ścianę.).
To ciągłe samodoskonalenie, ściąganie baz danych, poprawianie rysunków, surfowanie po necie w poszukiwaniu informacji o nowych rozwiązaniach.
To także notoryczne SAMODZIELNE naprawianie sobie komputera, instalowanie różnych dupereli i namiętne wgrywanie wszystkiego od nowa bo się program posypał.
Cóż, nie można konkurować z twórczością i pasją.

Nie każdy też wie, że robocza doba Inżyniera (tak jak i Matki Polki) zwykle trwa około 36 godzin,
a Inżynier pracujący nad projektem nie uznaje czegoś takiego jak czas wolny, weekendy, wspólne oglądanie seriali i spacery po okolicy. A zwykle po wykonaniu samego projektu trzeba również sporządzić dokumentację skontrolować procesy wykonawcze i montaż, ewentualnie zająć się serwisem.

Wsparcie Polskich Inżynierów to nie rządowe programy typu 500+ (przysparzające tylko dodatkowych obowiązków).
To nie nisko oprocentowane kredyty.
To nie nowe oprogramowanie CADowskie.
To nie nowy telefon, to nie ekspress parzący dziesiątą już kawę.
To nowe biurko z IKEA, które pozwala na pracę w pozycji stojącej i siedzącej. (Szkoda że nie leżącej).
To biurko, dzięki któremu nie będą już go bolały plecy (a zaczną nogi).
To biurko, które pozwoli na nieograniczoną pracę w nadgodzinach również w domu.
To biurko, na które polski Inżynier musi zbierać (tzn klepać nadgodziny) prawie pół roku.
To biurko które jest standardem za granicą, a w Polsce kosztuje tyle kasy, co wynosi średnia pensja.
To biurko, z którego zwisają zwoje kabli, leżą na nim okruchy i stoją brudne szklanki.

Biurko samo w sobie  wygląda tak koszmarnie, że jednak je wystawię z salonu do piwnicy 
bo Mój Inżynier twierdzi, że nie ma nawet swojego kąta w mieszkaniu. Albo zastawię jakimś kwiatkiem.... dużą donicą, może jakąś zasłonkę :D

Dla chętnych zdjęcie z domowego archiwum ;)



piątek, 24 marca 2017

Wiosna! Wiosna ach to Ty! W mojej szafie?!

W Trójmieście wiosna zaczyna się trochę później niż miałby na to wskazywać kalendarz.
Piątek 24 marca wita nas co prawda pięknym słonkiem, lecz od rana jest chłodno, tylko 3 stC,
w dzień temperatura rośnie maksymalnie do 10-12  stopni, żeby wieczorem znowu zaskoczyć nas prawie zimową aurą.
Do końca kwietnia musimy się liczyć z chłodnymi porankami i wietrznymi wieczorami. I na odwrót.
Na naszym osiedlu wiatr prawie wcale nie odpuszcza i nierzadko nawet upalnym latem owijam głowę chustą lub ubieram bawełnianą czapkę.
Być może moje odczuwanie temperatury wynika już z podeszłego wieku, artretyzmu i ciepłolubności.
Nie chwalę się więc wiosennymi porządkami w szafach, chowaniem puchowych kurtek i noszonymi trampkami bez skarpet.
Tak, zdarza mi się jeszcze ubrać ciepłe rajstopy pod spodnie i wyskoczyć w futrzanych kozakach i nie widzę powodu do wstydu  ;)
Minęły już bezpowrotnie czasy kiedy mogłam biegać w cienkim trenczu i tshircie, i nie odbijało się to niekorzystnie na moim zdrowiu.



Zawsze wkurzało mnie to, że w naszym klimacie, gdzie są aż cztery pory roku, szafy muszą być pełne ubrań na każdą pogodę.
Od bikini, które wprawdzie zajmuje najmniej miejsca, przez letnie sukienki, do puchowych kurtek i grubych swetrów.
Dodajmy do tego buty, torebki, czapki, dodatki. Pomnóżmy przez trzy: Mnie, S’a i Dzidziusia.  Szafy praktycznie pękają w szwach.
Dzięki mojemu najnowszemu odkryciu zasoby ciuchów zmniejszą się dziesięciokrotnie.
Dzięki niemu nie kupię sobie trzydziestej bluzki, żeby stwierdzić, że do niczego nie pasuje.
Dzięki niemu uporządkuję swoje ciuchy i przygotuję kilka praktycznych zestawów na każdą okazję.
I pożegnam  odwieczny konflikt między tym co chciałabym nosić, a co tym co faktycznie ubiorę i w czym będę dobrze wyglądać.
Bo od dzisiaj mam szafę wirtualną.
Zapraszam wszystkich na moje ulubione miejsce w sieci.

Tutaj mogę wybierać ubrania i buty, dodatki i nawet meble, mogę tworzyć listy życzeń i zestawy ciuchów,
mogę w końcu zamówić on-line to ci mi się będzie podobać.

Mogę również wygrać w totka, żebym nie musiała na to ciułać z wypłaty.
Prawdopodobnie wszystkie moje inspiracje zaistnieją tylko w świecie wirtualnym, a ja nadal będę miała trzy na krzyż bluzki z Lidla.
Ale i tak fajnie pomarzyć……

Sam serwis Polyvore istnieje już kilka lat, więc nie jest super-hiper-nowością, ale ja odkryłam go na nowo kilka dni temu :)

#Set1 #ComfySpringLook

#Set2 #GreenWorkLook


sobota, 4 marca 2017

Dzień Kobiet cz 1

Każda z nas ma czasami gorsze dni. U jednych to są rzeczywiście pojedyncze dni w roku, do policzenia na palcach jednej ręki.
U innych gorsze dni przeważają szalę tak, że policzyć owszem można, ale te lepsze.
Ja (niestety) należę do wąskiego grona umiarkowanych optymistów, którzy jeśli mają dobry humor, ogłasza się święto narodowe.
Nie tryskam entuzjazmem, ani nie sram tęczą, ani nie unosi się wokół aura srebrnego pyłu i serduszek. (Nie jestem jednorożcem ;))
Niektórzy nawet śmieli stwierdzić, że na widok mojej czcionki przygasa im słońce, lub siada im coś ciężkiego na piersi i wręcz nie mogą oddychać.
Dla mnie szklanka z wodą nie jest nawet w połowie pełna, bo mam ją w nosie i nie będę się delektować herbatą, tylko ją po prostu wypiję, jak będzie mi się chciało pić. Albo i nie, jeśli zachce mi się kawy. Ot i tyle.

Kilka dni temu miałam okropnego doła. Pewnie i wy czasem tak macie. Cały świat jest brzydki, wstrętny, okropny i generalnie do dupy. Na całe szczęście w te najczarniejsze dni staram się nie publikować postów. Mimo, że nie mam ogromnego grona czytaczy, wiem że kilka osób smuciłoby się razem ze mną. Dzisiaj natomiast mogę już, zmieniając niektóre najczarniejsze fragmenty, coś wrzucić na bloga, bo jednak czasami nic tak nie poprawia humoru i nie podnosi na duchu, jak uświadomić sobie, że ktoś inny też ma podobne problemy. I że one wcale nie są takie straszne jak nam się wydaje.

Zbliża się też nasze kobiece wielkie święto, czyli Dzień Kobiet. Z tej okazji chciałam Wam wszystkie kochane kobitki przesłać ogromnego całusa.
Cieszę się, że ze mną jesteście. Cieszę się, że działacie. Wszystko to co robicie, jest ważne. Opieka nad rodziną, praca, zainteresowania. Nawet jeśli Wam wydaje się to błahe, nieważne, zwykłe takie, to dajecie coś od siebie. Świat by tak nie wyglądał bez kobiet. W ogóle by go nie było. Tak trzymać!