Dziś rzecz o finalizacji sprzedaży naszego
mieszkania. Żeby zachować chronologię zdarzeń zanim przejdę do przyjemniejszych
rzeczy.
Ogłoszenie sprzedaży. Docelowo chcieliśmy trafić do młodych ludzi,
mających już dość wynajmowanych mieszkań i szukających miejsca gotowego do wprowadzenia się. Do takich osób chcieliśmy dotrzeć. Mieszkanie
było za małe dla rodzin z dziećmi, za drogie dla studentów, a otwarta biała
kuchnia przeszkadzała starszym paniom.
Ogłoszenie wystawiliśmy na kilku portalach, między innymi:
gratka.pl, otodom.pl i lokalnie na dom.trojmiasto.pl . Warto też zawiesić na balkonie/oknie baner z
napisem SPRZEDAM i numerem telefonu. My takiego baneru nie mieliśmy, a może
zainteresowanie mieszkaniem byłoby większe.
Przez pierwsze dni bombardowały nas tylko agencje
nieruchomości, niestety, bo wyraźnie zaznaczyłam w ogłoszeniu, ze nie jesteśmy
zainteresowani kontaktem.
W ciągu tygodnia pokazaliśmy nasze mieszkanko
kilku osobom.
Dwa razy okazało się, że osoba którą wzięliśmy za
potencjalnego klienta okazała się Agentem. Warto zawsze dopytać kim jest osoba
która do nas dzwoni, zapisać jej imię i nazwisko oraz numer telefonu. Ludzie
często nie przychodzą na umówione godziny, a nawet zdarzają się tacy co nie
przychodzą wcale. Osobom zainteresowanym
mieszkaniem wysyłałam na potwierdzenie smsa z adresem, datą i godziną
spotkania.
Prezentacje. Najlepiej zaplanować zwiedzanie na sobotę i na ten
dzień umawiać wszystkie osoby. Niestety w praktyce „klient nasz pan” i
przyjmowaliśmy wizyty po pracy, wieczorem, po kilka razy.
Przy prezentowaniu mieszkania warto mieć przy sobie:
- dokument potwierdzający własność mieszkania;
- plan mieszkania;
- rachunki/opłaty za ostatnie miesiące;
- wydrukowane ogłoszenie (możemy wręczyć osobom
zwiedzającym, albo spisać tam sobie ewentualne ustalenia)
Potencjalni klienci. Przygotujcie się na to, że będzie ich dużo i będą marudni. Mam
wrażenie że niektórzy jeżdżą w niedzielę na giełdę, a inni łażą po
mieszkaniach dla zabicia czasu. Takie hobby. Niestety w większości osoby
które do nas przychodziły były raczej zwiedzającymi, a nie chętnymi klientami. Ludzie będą narzekać nawet jeśli macie złote klamki i sedesy z
porcelany. Zawsze będzie za drogo, za wysoko, za nisko, bez windy itd…..
zaciskajcie zęby ;) Nie proponowaliśmy im herbaty, nie częstowaliśmy ciastem, nie piekliśmy chleba żeby zwabić zapachem.
Agencje. Chyba po dwóch tygodniach ciągłych wizyt zmiękłam i zgodziłam się. Miałam nadzieję że ktoś to za nas zorganizuje. Może
trzeba było jednak poczekać i dalej próbować samemu, a może nie? Do dzisiaj mam
pewne wątpliwości. W sumie zabrały się za nas 2 agencje, które troszkę
zwiększyły ruch w interesie, ale nadal równolegle zgłaszały się osoby bezpośrednio do nas. Mam dużo zastrzeżeń co do działania agencji,
zarówno jako sprzedający jak i kupujący. Niestety nie wygląda to tak jak na
amerykańskich filmach. Agent nie prezentuje mieszkania. Jego rola ogranicza się
często do odprowadzenia klientów od samochodu do drzwi. Nie wierzę w tłumy
chętnych, które obiecują, ani w kompleksową obsługę. Nie dajcie się też nabrać na umowę „na
wyłączność”. Najczęściej jest tak, że agencje tracą zainteresowanie gdy tylko
podpiszecie z nimi umowę. Dobry Agent powinien wam również podpowiedzieć i wytłumaczyć za jaką cenę jest w stanie sprzedać mieszkanie.
Prowizja. Tak, to prawda że agencje pobierają prowizję i że trzeba ją w końcu zapłacić. Jedni pobierają tylko od
sprzedających. Inni od
obydwu stron. Przeczytajcie dokładnie zanim cokolwiek podpiszecie. Niech wam podeślą umowę mejlem do przeczytania. Negocjujcie warunki.
Prowizja zwykle jest to 3,5% (od 2 do 3,5%) wystawionej ceny mieszkania.
Policzcie ile to jest 3 % od kwoty 250 000 zł J
7500 zł
Netto
Do tego VAT 23%
9225 zł
Tyle kosztuje ta przyjemność. Według mnie drogo. Bardzo.
Podaję to tylko w celach informacyjnych. Dobry Agent powinien
wyliczyć wam tą kwotę przed podpisaniem
umowy. Dodajcie więc ją sobie do ceny którą macie przygotowaną ;)
Sprzedaż z przebojami. Tak się stało szczęśliwie, że w końcu nasze mieszkanko
kupiły osoby które przyprowadził Nasz Agent w pierwszy dzień. Nie ważne że od pokazania mieszkania do ostatecznej decyzji minął
prawie miesiąc, a podpisania umowy u notariusza dwa.
Że w tym czasie z piętnaście razy wylizywaliśmy mieszkanie
na błysk żeby je pokazać innym.
Że byliśmy najbardziej upierdliwymi klientami świata.
Że
nasi kupujący byli najbardziej niezdecydowanymi kupującymi jakich widziałam.
Nie ważne, że Pan Agent zaliczył nie jedną wtopę i pozostawił
po sobie pewnie niesmak zostawiając nas na lodzie przy przekazaniu kluczy i
praktycznie wszystko kończyliśmy sami.
Udało mu się, przyprowadził do nas kupców, sprawił że nie
uciekli, a my powiedzieliśmy w końcu mieszkanku Bye!Bye!
Za oknami czekało już na nas NOWE J
A najgorsze miało się dopiero zacząć…..